Zespół dowodzony przez Michała Barana spisuje się w tym sezonie znakomicie. Motorem napędowym Miasta Szkła Krosno jest bez wątpienia Dawid Bręk, który rozgrywa jeden z lepszych sezonów w swojej karierze. Lider z Podkarpacia jest na dobrej drodze, aby za kilka miesięcy pojawić się w Tauron Basket Lidze. Popularny "Breniu" przestrzega jednak przed hurraoptymizmem. - Nie ma drużyn skazanych na awans. Trzeba sobie na niego ciężko zapracować - mówi 26-letni zawodnik.
WP SportoweFakty: Biorąc pod uwagę pierwszy mecz we Wrocławiu, wszyscy spodziewali się kolejnego pogromu. To Śląsk zagrał tak dobre spotkanie, czy to wy jednak mieliście słabszy dzień?
Dawid Bręk: To nie jest tak, że każdy mecz z niżej notowaną drużyną można zakończyć wysokim zwycięstwem. Drużyna z Wrocławia zagrała bardzo skutecznie, trafiali z otwartych pozycji, ale to my je im otwieraliśmy. Popełnialiśmy dużo błędów indywidualnych, a oni je wykorzystywali. Drużyna Śląska została wzmocniona pod koszem, a młodsza część ekipy nabrała doświadczenia i myślę, że sprawią jeszcze dużo kłopotów swoim przeciwnikom w lidze.
[b]
Wszystko wskazuje na to, iż zakończycie rundę zasadniczą na 1. miejscu. Jesteście skazywani wręcz na awans do Tauron Basket Ligi. Większa presja może być problemem?[/b]
- Do końca sezonu zasadniczego jeszcze trochę grania jest, tak że nic nie jest tutaj pewne. My oczywiście dołożymy wszelkich starań, żeby zakończyć sezon na pierwszym miejscu i uzyskać przewagę parkietu w play-off. Nie ma drużyn skazanych na awans. Trzeba sobie na niego ciężko zapracować. Wszelkie głosy "ekspertów" traktujemy z przymrużeniem oka i skupiamy się na tym, żeby jeszcze poprawiać naszą grę. Dodatkowej presji nie ma, bo faworytów jest kilku.
A jak to jest z waszą koncentracją? Rozmawiałem z kilkoma chłopakami, którzy podkreślają, iż nie ma z tym większego kłopotu. Potwierdzasz?
- Pewnie chodzi ci o to, że nawet ze słabszymi zespołami przykładamy się tak samo jak do meczów z "górą tabeli".
Dokładnie.
- Koszykówka to nasz zawód, więc byłoby to nieprofesjonalne, aby podchodzić lekceważąco do przeciwnika. Mamy wyrównany skład, więc chcemy wykorzystać swój czas na parkiecie jak najlepiej. Wiemy, że bez przykładania się na parkiecie tych minut może być mniej. Nawet jak nie idzie w ataku zawsze możesz dać dużo w obronie. Dzięki temu, póki co nie przydarzyła nam się żadna "wpadka" z niżej notowanym rywalem.
Oglądałeś mecz Sokoła Łańcut z Legią Warszawa?
- Oglądałem. Po obustronnym wykluczeniu zawodników, obraz gry zmienił się diametralnie. Nie wiem czym było to spowodowane, ale Sokół zaczął lepiej egzekwować swoje ataki. Włączyli się kibice, a Legia była tego dnia bardzo nieskuteczna i niewiele im tego dnia wychodziło.
Po tym meczu można już stwierdzić, iż losy awansu rozstrzygną się między dwiema drużynami z Podkarpacia?
- Takich rzeczy nigdy nie można być pewnym. Play-off to zupełnie inne granie, niejedna drużyna się o tym przekonała. My skupiamy się na każdym kolejnym przeciwniku, nie myślimy o serii finałowej. Do tego, aby w niej grać jest jeszcze długa droga. Legia jest po zmianie na ławce trenerskiej. Zawsze jest to impuls dla wszystkich zawodników i ich gra może się jeszcze bardzo zmienić.
[b]
Przed wami pojedynek z SKK Siedlce, który zajmuje 9. miejsce w lidze. Rozumiem, iż kibice mają spodziewać się 22 zwycięstwa w rozgrywkach?[/b]
- Hmm, SKK również od kilku kolejek ma nowego trenera i widać, że ta zmiana podziałała. Zaczęli wygrywać, więc nastawiamy się na 100 procent. Czy kibice mogą się spodziewać? Myślę, że mogą ale jak chcą się przekonać to zapraszam w niedzielę na mecz (śmiech).
Może nie wszyscy wiedzą, jednak kilka lat temu występowałeś w Siedlcach przez pół roku. Pamiętasz jeszcze okres gry w SKK?
- To prawda, pamiętam. Było to jeszcze za czasów trenera Araszkiewicza. Bardzo dobrze wspominam tamten sezon. Szkoda, że nie udało nam się awansować do play-off, ale dużo się wtedy nauczyłem, poznałem ligę i dużo ciekawych ludzi.
Rozmawiał Jakub Artych