Zawodnicy PGE-u Turowa liczyli na sprawienie niespodzianki. Wszak twierdza Kutno padła już w tym sezonie kilka razy. Koszykarze ze Zgorzelca w pierwszej połowie znakomicie realizowali swój plan na ten mecz. W kolejnych minutach było już jednak zdecydowanie gorzej.
- Gratulacje dla zespołu z Kutna, zagrali niezły mecz. Trochę zmieniliśmy obronę i do pewnego momentu przynosiło to spodziewane efekty. Drużyna z Kutna robiła jednak to, z czego najbardziej słynie - ponawiała swoje akcje w ataku. Nabrali wówczas pewności siebie i zaczęli seryjnie trafiać z dystansu - tłumaczy trener Piotr Ignatowicz.
Koszykarze z Kutna mieli w tym spotkaniu wiele atutów. Oprócz świetnej gry Kevina Johnsona, gospodarze byli zdecydowanie lepsi w zbiórkach (48 do 28) oraz w rzutach z dystansu (15/32).
- W Kutnie nie jest łatwo wygrać, nie da się obronić wszystkiego. Próbowaliśmy w różny sposób zaskoczyć rywali. W pierwszej połowie to wychodziło, niestety w trzeciej kwarcie gra nam się posypała. Zabrakło nam precyzji, przy naszych "wjazdach" pod kosz rywali - tłumaczy 41-letni szkoleniowiec PGE Turowa.
Opiekun aktualnego wicemistrza Polski, zwrócił również uwagę na jeden element - rzuty osobiste. Koszykarze ze Zgorzelca mieli w tym aspekcie zaledwie 60-procentową skuteczność (15/25).
- Były problemy również w rzutach osobistych. Taki bilans jest zdecydowanie niezadowalający. Gdybyśmy trafili 4 lub 5 więcej rzutów, zebrali kilka piłek więcej, to mecz mógłby być zupełnie inny. Jeszcze raz należą się gratulacje drużynie z Kutna, która gra najbardziej twardo w tym sezonie - kończy Piotr Ignatowicz.