Serb, Darko Milicić, w Europie występował w Hemofarmie Vrsac. Zaczynał grać w wieku 16 lat, uchodził za duży talent i jako najmłodszy w historii Europejczyk zagrał w NBA. Miał wtedy 18 lat, a z numerem drugim w drafcie wybrali go działacze Detroit Pistons.
Gwiazdą koszykówki uczelnianej był LeBron James, który trafił do Cleveland Cavaliers. Oprócz niego było kilku koszykarzy, którzy mocno zapisali się w dziejach ligi. Działacze „Tłoków” (wybierali po Cavaliers) woleli jednak Milicicia niż Dwyane'a Wade'a (nr 5), Carmelo Anthony'ego (nr 3) czy Chrisa Bosha (nr 4). Ich decyzja była jedną z największych pomyłek w historii draftu.
Joe Dumars, prezydent Pistons, mówił, że Serb w przyszłości będzie ważną częścią klubu. Po trzech latach poddał się, bo koszykarz nie robił praktycznie postępów. On sam opowiadał w serbskich mediach, że umiejętności ma odpowiednie, ale dają mu za mało minut gry. W 2006 roku odszedł z Detroit. Przez następne sześć lat grał w Orlando, Memphis, Nowym Jorku, Minnesocie i Bostonie. W tym ostatnim zespole spędził miesiąc, zagrał pięć minut i na jego prośbę rozwiązano z nim kontrakt, oficjalnie z powodów osobistych.
W 2013 roku ogłosił, że kończy z NBA, ale nikt za nim nie tęsknił. Podobno chciał robić karierę w kickboxingu, jednak nic z tego nie wyszło. Tak samo, jak z próbą powrotu do koszykówki w lidze serbskiej. W zeszłym roku miał zagrać dla Metalacu Farmakom, lecz zmienił zdanie. Obecnie ma własną firmę związaną z produkcją żywności.
Milicić w wywiadzie dla gazety "Blic" winił za niepowodzenia nie siebie, ale przede wszystkim całą ligę. - Ta liga jest okrutna. Jeśli młody zawodnik sobie nie poradzi, nikt się nim nie zajmuje. To chore. Nie dostałem nigdy swojej prawdziwej szansy - powiedział.
Amerykańscy dziennikarze wskazywali na niechęć Serba do ciężkiej pracy, a także problemy z adaptacją. Koszykarz widział to jednak inaczej, choć od początku było wiadomo, że mało znany 18-latek z Europy będzie musiał wykonać tytaniczną pracę, żeby się przebić.
Teraz, po latach, przyznaje, że źle ocenił swoje możliwości. - Byłem niezwyciężony jako nastolatek, myślałem, że będzie to trwać wiecznie. Sądziłem, że skoro mam talent od Boga, to nic więcej nie potrzebuję, ale to nie tak. Bóg daje talent, ale ty musisz zapracować, żeby dobrze go wykorzystać - mówił Milicić.
Dostało się także Hemofarmowi, który na siłę chciał wypchnąć swojego zawodnika do NBA. Zdaniem byłego zawodnika - wtedy drużyna z Vrsacu dostałaby większe pieniądze od Pistons niż gdyby przeszedł do klubu europejskiego. - Nie radziłem sobie. Pojechałem do USA jako dziecko, bez znajomości języka. Ludzie z Detroit mocno wierzyli we mnie, ta presja mi nie pomagała - opowiadał były zawodnik Pistons.
W NBA trenerzy, jego zdaniem, nie traktowali go jednak na takich samych zasadach jak amerykańskich zawodników. Porównał sytuację swoją i LeBrona Jamesa. - Teraz jest zabójcą, ale od razu dostał szansę. Gdyby chciał rzucać z trybun, pozwoliliby mu. A ja? Kiedy grałem w Orlando Magic, krzyczeli tylko do mnie "podaj do Howarda!". Tak się nie dało - wspominał serbski koszykarz.
To wszystko pośrednie powody, bo Milicić - jak się wydaje - był zwyczajnie za słaby, żeby zaistnieć w NBA. Pistons przez trzy lata mieli prawo oczekiwać, że czegoś się nauczy. Tak się nie stało. Nie jemu jednemu się nie udało, jednak o nim się pamięta ze względu na wysokie miejsce w drafcie. - To byłaby najlepsza czołówka w ostatnich latach, może nawet w historii, gdyby nie ja - mówił ze śmiechem.
Zobacz wideo: Michał Probierz o starciu z kibicami Jagiellonii
Źródło: WP SportoweFakty