- Gospodarzom należą się duże gratulacje, bo zagrali naprawdę bardzo dobre zawody. Staraliśmy się przeciwstawić twardej grze słupszczan, ale na niewiele to się zdało - przyznał po zakończeniu spotkania Piotr Ignatowicz, szkoleniowiec PGE Turowa.
Goście ze Zgorzelca jedynie na początku meczu potrafili rywalizować jak równy z równym z faworyzowaną ekipą ze Słupska. Z każdą kolejną minutą inicjatywę przejmował zespół Energi Czarnych. Już do przerwy gospodarze prowadzili różnicą 15 punktów. W drugiej połowie podopieczni Donaldasa Kairysa stopniowo powiększali przewagę i ostatecznie wysoko triumfowali 93:71.
- Nam jedynie na początku meczu udało się powstrzymać gospodarzy. To nie był zły fragment w naszym wykonaniu. Później słupszczanie nas punktowali. Za dużo punktów zdobyli po kontratakach, zwłaszcza w drugiej kwarcie. Nie wracaliśmy odpowiednio do obrony - zaznaczył Ignatowicz.
Zgorzelczanie nie radzili sobie z zespołową grą Czarnych Panter. Aż sześciu zawodników zanotowało dwucyfrową zdobycz punktową.
- Ta przewaga jest nieco za duża. Nie do końca odzwierciedla to, co działo się na boisku, ale uważam, że każda drużyna w TBL miałaby w sobotę problem z ekipą ze Słupska - skomentował opiekun PGE Turowa Zgorzelec, który do swojej dyspozycji ponownie miał Jakuba Karolaka i Filipa Dylewicza.
- Wrócili do zdrowia po chorobach. Ten mecz w Słupsku był takim przetarciem przed starciem w środę z Siarką Tarnobrzeg, które będzie kluczowe w kontekście walki o play-offy - dodał Ignatowicz, który w samych superlatywach wypowiedział się na temat słupskiej publiczności i atmosfery w Hali Gryfia.
- Kibice potrafią stworzyć niezapomnianą atmosferę. Nawet moi zawodnicy czuli tę energię. Ta hala ma swój specyficzny klimat, chyba najlepszy w Polsce. Znakomicie się gra w tym obiekcie - ocenił szkoleniowiec PGE Turowa.