Przez 3 kwarty w American Airlines Center rządził Dirk Nowitzki i jego Dallas Mavericks. Niemiecki skrzydłowy rozgrywał koncertową partię i przed ostatnią częścią gry gospodarze prowadzili różnicą 6 punktów. Nowitzki trafiał niemalże z każdej pozycji, a kryjący go Kevin Garnett nie miał pomysłu na powstrzymanie zawodnika z Europy. Kiedy "KG" usiadł na ławce z powodu dużej ilości przewinień a Doc Rivers został odesłany na trybuny, wydawało się że gospodarze zwyciężą w tym meczu. Tymczasem na niecałe 6 minut przed ostatnią syreną sprawy w swoje ręce wziął Paul Pierce. Kapitan Celtów zdobył 18 z 31 punktów w ostatniej kwarcie i wyprowadził obrońców tytułu na pierwsze od początku meczu prowadzenie. Świetnie spisywał się także Rajon Rondo, który z 19 punktami, 15 zbiórkami i 14 asystami uzyskał drugie w karierze triple-double. - Biorę to na siebie. W różny sposób broniliśmy Paula Pierce’a posyłając przeciwko niemu naszych najlepszych obrońców. Powinniśmy jednak podwajać krycie przy nim - mówił Rick Carlisle, szkoleniowiec Dallas. Dzięki tej wygranej Boston zakończyli pierwszą część sezonu z najlepszym bilansem w NBA - 44 zwycięstwa i 11 porażek.
Emocji nie brakowało także w Wietrznym Mieście, gdzie Chicago Bulls podejmowali Miami Heat. Był to mecz zapowiadany jako starcie numeru 1. tegorocznego draftu Derricke’a Rose’a z numerem 2. Michaelem Beasley’em. Pierwszy zdobył 18 punktów, z kolei skrzydłowy Żaru 21 "oczek". Bohaterami gości zostali jednak inni zawodnicy. Przede wszystkim Dwyane Wade, który potwierdził, że wybranie go w pierwszej piątce Meczu Gwiazd nie było przypadkowe. "Flash" zapisał na swoim koncie 24 punkty i 7 asyst, będąc współautorem ostatniej, decydującej akcji. Po jego podaniu Shawn Marion popisał się efektownym wsadem, który rozstrzygnął losy meczu. -Dostrzegłem, że Tyrus Thomas zamierza od razu skoczyć na mnie kiedy tylko dotknąłem piłki. Shawn Marion zrobił jednak, to co niego należało i świetnie wykończył tą akcję - relacjonował Wade. Chwilę wcześniej bohaterem Byków mógł zostać Ben Gordon, który wykorzystał wszystkie 3 rzuty wolne i doprowadził do stanu 93:93. Wśród gości 14 punktów, w tym 4 "trójki" zdobył Daequan Cook, który w sobotę weźmie udział w konkursie rzutów za trzy punkty.
Kibice Golden State Warriors żałują na pewno, że zbliża się przerwa na Weekend Gwiazd. Ich pupile grają coraz lepiej i po raz pierwszy od początku rozgrywek wygrali 3 mecze z rzędu. W czwartkowy wieczór Wojownicy pokonali we własnej hali Portland Trail Blazers, mimo że wśród gości fantastyczne zawody rozgrywał Brandon Roy, autor 37 punktów. Gospodarze mieli jednak w swoich szeregach więcej strzelców, którym w kluczowych momentach nie drżała ręka. Monta Ellis zdobył 20 punktów, z kolei 4 "oczka" więcej dorzucił Corey Maggette. Wiele ciepłych słów należy się także Ronny’emu Turiafowi, który zanotował swoje pierwsze double-double od 2 lat. Francuski środkowy zastąpił w wyjściowym składzie kontuzjowanego Andrisa Biedrinsa i póki co, spisuje się znakomicie. Mimo porażki Portland zajmuje wciąż wysokie, 4 miejsce w tabeli Konferencji Zachodniej.
Chicago Bulls – Miami Heat 93:95
(B. Gordon 34, D. Rose 18, T. Thomas 15 - D. Wade 24, M. Beasley 21, D. Cook 14)
Dallas Mavericks – Boston Celtics 92:99
(D. Nowitzki 37, J. Howard 17, A. Wright 10 - P. Pierce 31, R. Allen 20, R. Rondo 19 (15 zb, 14 as)
Golden State Warriors – Portland Trail Blazers 105:98
(C. Maggette 24, M. Ellis 20, S. Jackson 20 - B. Roy 37, L. Aldridge 20, S. Rodriguez 10)