Dla Nemanji Djurisicia obecny sezon jest pierwszym na zawodowych parkietach. Wcześniej Czarnogórzec reprezentował barwy Uniwersytetu Georgii, na którym spędził cztery lata, zapisując się w historii tej uczelni jako 44. koszykarz z 1000 punktami na koncie.
Jego osobą zainteresowali się działacze Stelmetu BC Zielona Góra, którzy widzieli go w roli typowego zadaniowca. Czarnogórzec dość szybko zaadoptował się do warunków panujących w zespole.
Z każdym kolejnym miesiącem zyskiwał w oczach Saso Filipovskiego, który dawał mu coraz więcej szans. Na przeszkodzie w jego dalszym rozwoju stanęły jednak drobne kontuzje, które wybijały Czarnogórca z rytmu.
ZOBACZ WIDEO 30 lat po Czarnobylu. Rudziński: były naciski na kolarzy, żeby pojechali
{"id":"","title":""}
- Nie ukrywam, że jestem bardzo zadowolony z faktu, że trafiłem do Zielonej Góry. To był świetny ruch z mojej strony. Rozwijam się koszykarsko pod wieloma względami - przyznaje Nemanja Djurisić, który nie ukrywa, że wiele zawdzięcza słoweńskiemu szkoleniowcowi.
- Saso Filipovski dał mi szansę i konsekwentnie na mnie stawiał. Poza tym był bardzo cierpliwy wobec mnie. To znakomita osoba, z którą pracować to duża przyjemność - mówi Czarnogórzec.
Djurisić przeciętnie w rozgrywkach Tauron Basket Ligi zdobywa 7,1 punktu i 4,6 zbiórki na mecz. Jego dobrą grę dostrzegł Bogdan Tanjevic, powołując zawodnika do szerokiego składu reprezentacji Czarnogóry.
- Byłem w kontakcie z trenerem już od zeszłego roku. Wówczas też otrzymałem powołanie, ale nie mogłem przyjechać z powodu kontuzji. Cieszę się, że szkoleniowiec docenił moją grę i zaangażowanie i znów wysłał mi powołanie - podkreśla.