Marek Mosakowski: Aleksandar, rozpocząłeś swoją przygodę z koszykówką w wieku 16 lat. To trochę późno jak na pierwsze kroki w tym sporcie.
Aleksandar Radojević: Tak, na poważnie zacząłem grać a wieku 16 lat w akademii sportowej w Bijela, gdzie spędziłem jeden sezon. Wcześniej, w wieku 13-14 lat wziąłem udział w kilku obozach koszykarskich w Sarajewie, w Bośni. Ze względu na trwającą wojnę musiałem zapomnieć o dalszym kształceniu się w Bośni. To, że zacząłem grać później tylko spotęgowało we mnie miłość do koszykówki i pozwoliło mi zrozumieć ten sport.
Przed rozpoczęciem trenowania koszykówki grałeś w piłkę nożną i piłkę wodną. Wracasz czasami do tych sportów?
- Grałem w piłkę nożną na pozycji bramkarza przez krótki okres czasu. W piłkę wodną grałem przez lato kiedy miałem 12 i 13 lat. Teraz wolę spędzać wolny czas z moją żoną i pięciorgiem dzieci, ale czasem oglądam róże spotkania sportowe. Jak z pewnością wiesz reprezentacje byłej Jugosławii były świetne w koszykówkę, piłkę ręczna, piłkę wodną, siatkówkę no i oczywiście w piłkę nożna.
Przeskoczmy trochę w czasie do momentu kiedy grałeś w Stanach Zjednoczonych. Chciałbym się dowiedzieć jak naprawdę wyglądała sprawa twojego przejścia do Ohio State University, kiedy otrzymałeś od trenera Jima O’Briena pewną sumę pieniędzy, co spotkało się z powszechną krytyką. W końcu nie zagrałeś w Ohio, a trener stracił pracę.
- Nie chciałby za wiele mówić na temat trenera O’Briena. To dobry szkoleniowiec i świetny człowiek. Próbował mi pomóc i podarował mi trochę pieniędzy, ale miałem mu je oddać jak tylko będę mógł. Niestety niektórym ludziom to się nie spodobało, potraktowali to jako coś w rodzaju łapówki i jakby mogli to być może by go ukrzyżowali za to. O’Brien nie zasłużył na to co go spotkało, szczególnie, że w NCAA trenerzy dają pieniądze biednym zawodnikom, takim jak ja wówczas. Tak jak powiedziałeś, trenera wkrótce zwolniono, ale on podał Ohio State do sądu i dostał wszystkie swoje pieniądze, które przysługiwały mu z racji podpisanej umowy.
Tobie się jednak powiodło. Trafiłeś do NBA w 1999 roku, kiedy to Toronto Raptors wybrali cię z dwunastym numerem w drafcie.
- Tak, do draftu zostałem zgłoszony w ostatniej chwili, ze względu na problemy z NCAA. Byłem bardzo zadowolony z tego, że wybrali mnie z wysokim numerem, że wybrali mnie w ogóle. Ciężko pracowałem i czekałem na moją szansę, ale niestety podczas jednego z treningów nabawiłem się kontuzji pleców, w wyniku czego musiałem poddać się operacji. Nie grałem przez trzy miesiące. Po powrocie dawałem z siebie wszystko żeby wrócić do gry na następny sezon. Grałem dobrze w spotkaniach przedsezonowych, nawet występowałem w pierwszej piątce, ale niestety znowu pojawiła się kontuzja pleców i czekała mnie kolejna operacja. Kiedy dochodziłem do siebie oddano mnie do Denver Nuggets. Potem zdecydowałem się na powrót do Europy. Gdyby nie kontuzje być może nadal grałbym w NBA.
Od czasu gdy wróciłeś na stary kontynent reprezentowałeś wiele dobrych drużyn, jak na przykład Olimpija Ljubljana. Gdzie czułeś się najlepiej?
- Bardzo dobrze żyło mi się i grało w Bonn, gdzie reprezentowałem Telekom. Na pewno nie zapomnę też czasu spędzonego w PAOKu Saloniki, gdzie bardzo dobrze się bawiłem.
W 2004 roku wróciłeś do NBA żeby grać dla Utah Jazz. Jednak tam też nie zagrzałeś na długo miejsca.
- Gra dla Jazz była świetnym doświadczeniem. Poznałem trenera Jerry’ego Sloana oraz świetnych zawodników. Niestety nie graliśmy dobrze, a ja jako jedyny z zawodników miałem nie gwarantowaną umowę. Niestety zwolniono mnie. Wówczas trafiłem do Polski, do Sopotu.
Jak ci się grało w Polsce? Masz chyba dobre wspomnienia ze względu na zdobyte mistrzostwo?
- Tak, wszystko było jak należy. Cieszę się, że mogłem grać z tymi wszystkimi zawodnikami. Myślę jednak, że jakbyśmy mieli lepszego trenera moglibyśmy więcej zwojować w Eurolidze.
Kibice z Włocławka na pewno zapamiętali cię głównie z twojego starcia z Tomasem Nagysem w finale ligi.
- Nie pałam do niego ani do ówczesnego trenera Anwilu, Andreja Urlepa zbytnią sympatią. Według mnie ten szkoleniowiec nie wie za dużo o koszykówce. Wygrywa jedynie dzięki uciekaniu się do chwytów niegodnych tego sportu. Nagys to zawodnik, który gra nieczysto i siłowo, a podczas tego meczu kilka razy mnie prowokował żebym tylko opuścił parkiet. Byliśmy od Anwilu trzy raz lepsi i nic nie mogło nam przeszkodzić w wywalczeniu mistrzostwa.
Aktualnie grasz na Cyprze dla AEL Limassol. Jak oceniasz tamtejszą ligę?
- Gram na Cyprze już trzeci sezon, ale zawsze dla innej drużyny. Bardzo mi się tutaj podoba. Poziom ligi jest w miarę dobry, w dzisiejszych czasach nie jest łatwo grać przeciwko nikomu. Mojej drużynie nieźle się wiedzie w EuroChallange i mam nadzieję, że dojdziemy do Final Four.