Willie Deane: Zatrzymanie Brazeltona było naszym głównym założeniem
We wtorkowy wieczór BK Ventspils pokonało Rosę Radom 74:53 w meczu grupy C Basketball Champions League. Łotewska drużyna do minimum ograniczyła aktywność lidera wicemistrzów Polski, Tyrone'a Brazeltona.
- Podeszliśmy do meczu z Rosą bardzo skoncentrowani, ponieważ pechowo, ostatnim rzutem przegraliśmy pierwsze spotkanie w tych rozgrywkach przed własną publicznością. Chcieliśmy za wszelką cenę wrócić na właściwe tory i się zrehabilitować. Udało się - podkreślił po ostatniej syrenie Willie Deane.
Doświadczony rozgrywający był drugim, po dobrze znanym polskim kibicom Folarinie Campbellu, najlepszym strzelcem gospodarzy. Przez prawie 19 minut spędzonych na parkiecie zdobył 16 punktów. Jego skuteczność z gry wyniosła 5/8. Ponadto trafił wszystkie sześć rzutów osobistych. Miał pięć przechwytów i asystę. Swój czas na boisku wykorzystał więc bardzo efektywnie.
Nie czuł się jednak jednym z głównych bohaterów. - Każdy z nas wykonał świetną pracę, nawet ci zawodnicy, którzy nie pojawili się na parkiecie. Każdy miał wkład w ten triumf - zaznaczył 36-latek.
W pierwszym starciu Rosy, z PAOK-iem Saloniki, szalał Tyrone Brazelton, zdobywca 36 "oczek". Tym razem praktycznie na nic nie pozwolili mu zawodnicy BK Ventspils. Zapisał na swoim koncie zaledwie dwa punkty. - Odcięliśmy go od piłki, to było nasze główne założenie defensywne. On jest motorem napędowym tej drużyny. Nawet gdy rozgrywał akcje, to nie miał miejsca na rzut - zwrócił uwagę Deane.
ZOBACZ WIDEO "1 na 1 - walka na style". Działo się na planie!