Zgodnie z planem - po meczu Atlas Stal Ostrów - Anwil Włocławek

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Bardzo ważne było ostatnie spotkanie w Ostrowie dla koszykarzy Anwilu Włocławek. Podopieczni Igora Griszczuka pokonali Atlas 93:77.

Udany rewanż

Mimo że pierwsze spotkanie obu zespołów zakończyło się zwycięstwem ekipy z Ostrowa, to zdecydowanym faworytem sobotniej konfrontacji byli koszykarze Anwilu. Za podopiecznymi Igora Griszczuka przemawiała przede wszystkim stabilna sytuacja kadrowa, o której Atlas może tylko pomarzyć. Należy bowiem pamiętać, że ostrowianie w ostatnich tygodniach z powodu problemów finansowych musieli zrezygnować z usług swoich podstawowych koszykarzy. W efekcie ekipa Andrzeja Kowalczyka nie posiadała wystarczająco wiele atutów, by z powodzeniem rywalizować z faworyzowanym Anwilem. Koszykarze Griszczuka starali się wykorzystać problemy gospodarzy i za każdym, kiedy pojawiała się taka okazja, podkręcali tempo gry. Ostrowianie grali ambitnie i na miarę swoich możliwości, ale to nie wystarczyło do pokonania Anwilu, który zwyciężył w Ostrowie 93:77 i zrewanżował się gospodarzom za porażkę w pierwszej części sezonu.

Wiedzieli, o co grali

Niektórzy liczyli, że koszykarze Anwilu nieco zlekceważą drużynę z Ostrowa i w tym upatrywali szansę dla podopiecznych Andrzeja Kowalczyka. Jak się jednak okazało, włocławianie podeszli do sobotniej konfrontacji bardzo poważnie i grali skupieni przez 40 minut. Anwil po dwóch porażkach nie mógł sobie pozwolić na kolejne potknięcie w starcu z teoretycznie słabszym rywalem. - Nie trzeba było nas jakoś szczególnie mobilizować. Doskonale wiedzieliśmy, jaka jest stawka tego pojedynku. Atlas wcale nie jest słabym zespołem, nawet mimo osłabień - tłumaczył po pojedynku z ostrowianami Andrzej Pluta.

Walka o czwórkę trwa

Porażki z Turowem Zgorzelec i Energą Czarnymi Słupsk bardzo skomplikowały sytuację Awnilu, który musi do samego końca walczyć o miejsce w pierwszej czwórce. Po zwycięstwie w Ostrowie włocławianie są jednak bliscy miejsca w czubie tabeli. - Musimy wszystko wygrać. Ktoś nam wyliczył, że mamy jeszcze szansę na drugie miejsce. Można więc powiedzieć, że stawka jest wysoka. Wiemy, o co gramy. Musimy walczyć do samego końca. W pewnym sensie sami zgotowaliśmy sobie taką nerwową końcówkę. Gdyby nie ostatnie dwie porażki, to teraz spokojnie moglibyśmy przygotowywać się do fazy play off. Taki jest jednak ten sport. Może jednak dobrze się stało. Przynajmniej kibice, którzy przychodzą na spotkania, będą świadkami wielkich emocji do samego końca - wyjaśnia Andrzej Pluta.

Reprezentacyjny pojedynek

W sobotnim pojedynku po przeciwnych stronach barykady stanęli Łukasz Koszarek i Krzysztof Szubarga, a więc dwaj zawodnicy, którzy rywalizują o miano pierwszego rozgrywającego reprezentacji Polski. Kibice zastanawiali się, który z tej dwójki okaże się lepszy w bezpośredniej konfrontacji. Sobotni mecz potwierdził, że na pozycję pierwszego rozgrywającego kadry w stu procentach zasługuje Łukasz Koszarek. W bezpośredniej rywalizacji z tym zawodnikiem Krzysztof Szubarga wypadł bardzo blado. Zawodnik Atlasa, w przeciwieństwie do swojego reprezentacyjnego kolegi, prezentuje się w tym sezonie bardzo nierówno. Koszarek natomiast od odejścia Gerroda Hendersona z Włocławka gra znacznie więcej i przede wszystkim robi to bardzo skutecznie. - Starałem się myśleć tylko i wyłącznie o sobie. Ostatnio miałem dwa słabsze mecze i bardzo zależało mi, żeby w starciu z Atlasem pokazać się z jak najlepszej strony. Cieszę się, że znalazłem swój normalny rytm i wróciłem do grania na wysokim poziomie. Do indywidualnej rywalizacji z poszczególnymi graczami rywali nie przywiązuję wagi. Najważniejsze jest dla mnie dobro zespołu. Gdybym okazał się gorszy w bezpośredniej konfrontacji z Krzyśkiem, a Anwil odniósłby zwycięstwo, to i tak byłbym szczęśliwy. Myślę, że podobnie sądzi zawodnik Atlasa Stali. Dobro zespołu jest priorytetem. Indywidualnymi popisami zawodników zajmujecie się wy, czyli dziennikarze a także kibice - tłumaczył po meczu Łukasz Koszarek.

Powrót Adamsa

Spotkanie w Ostrowie było szczególne dla Tommy Adamsa. Amerykanin, który tegoroczny sezon rozpoczął w Polonii Warszawa, a w ubiegłym sezonie grał w Atlasie Stali Ostrów, w sobotę rywalizował ze swoim byłym zespołem. Na uwagę zasługuje fakt, że ostrowscy kibice bardzo ciepło przyjęli swojego byłego zawodnika, który w poprzednich rozgrywkach był jednym z ich ulubieńców. W konfrontacji z Atlasem Adams nie zachwycił, ale zdobył kilka punktów w niezwykle ważnych momentach spotkania. - Fajnie było wrócić do tego miasta i zobaczyć tych kibiców a także trenera. Cieszę się, że udało nam się odnieść zwycięstwo. Po ostatnich dwóch porażkach bardzo ciężko pracowaliśmy na treningach, żeby poprawić naszą grę. Myślę, że udało nam się to zrobić. Jesteśmy bardzo zadowoleni z wygranej w Ostrowie - cieszył się po meczu koszykarz Anwilu.

Źródło artykułu: