W pierwszej połowie kibice zgromadzeni w hali w Toruniu oglądali bardzo wyrównane widowisko. Dla gospodarzy było to ważne starcie, bowiem w przypadku wygranej, zrównaliby się oni punktami w ligowej tabeli z zespołem trenera Pawła Turkiewicza. Porażka oznaczała dla nich z kolei pozostanie w dołach tabeli, przy jednoczesnych wygranych rywali w walce o ligowy byt (Stal Ostrów ograła bowiem WKS Śląsk Wrocław).
W pierwszej kwarcie prowadzenie zmieniało się wielokrotnie, ale już w drugiej odsłonie gospodarze mieli inicjatywę. Żadna z drużyn nie była jednak w stanie zbudować sobie bezpiecznej przewagi. Miejscowi wyraźnie przegrywali w walce na tablicach (11-21), z kolei przyjezdni popełniali dużo więcej strat (10) niż Arriva Polski Cukier (zaledwie 2 do przerwy).
Efekt tego był taki, że po dwudziestu minutach starcia na tablicy było 48:45. Wydawało się już, że prowadzenie torunian będzie wyższe, ale ostatnie słowo w drugiej kwarcie należało do Łukasza Frąckiewicza, który na raty dobił niecelny dwutakt Mario Ihringa. Po powrocie zespołów z szatni do pewnego momentu obraz gry nie uległ zmianie.
ZOBACZ WIDEO: Duży błąd Pawła Nastuli. "Nie nadawałem się do tego"
Dopiero pod koniec tej części, gry Michael Ertel zdobył punkty po szybkim ataku dla torunian, zrobiło się 63:57 i o czas poprosił Paweł Turkiewicz. Później było jeszcze nawet 65:57, wobec czego wydawało się, że gospodarze przejmują inicjatywę. Trójki Malika Toppina i Chrisa Czerapowicza sprawiły jednak, że goście odrobili część strat, ale grający skutecznie miejscowi i tak prowadzili po trzydziestu minutach - 71:64.
Ostatnia kwarta to był już prawdziwy rollercoaster. Najpierw to Viktor Gaddefors sprawił, że Arriva Polski Cukier prowadził dziewięcioma punktami. Z każdą kolejną akcją torunianie robili jednak wszystko, by ten mecz przegrać i totalnie stracili kontrolę nad starciem. Wszystko za sprawą Czerapowicza, który przypomniał sobie czasy, gdy - w barwach Miasta Szkła Krosno - był kilka sezonów temu prawdziwą gwiazdą polskiej ekstraklasy.
Doświadczony szwedzki skrzydłowy w dwie minuty trafił trzy rzuty z dystansu i sytuacja z prawie już beznadziejnej, zmieniła się dla gości w znakomitą, bowiem ci wyszli na prowadzenie 75:74. Zespół z Gliwic nie zamierzał jednak na tym poprzestać i poszedł za ciosem. Kolejne minuty to dalsza dominacja podopiecznych trenera Turkiewicza, którzy w pewnym momencie prowadzili w 4. kwarcie aż 24:6!
Wtedy - przy wyniku 77:88 - do końca meczu pozostawały trzy minuty i wydawało się, że jest już po jakichkolwiek emocjach, ale nic bardziej mylnego. Torunian stać jeszcze było na zryw. Sygnał do ataku dał oczywiście lider ekipy, a więc Ertel, który trafił z dystansu. Gdy na dwie minuty przed końcem jeden rzut wolny wykorzystał Toppin, tablica wskazywała rezultat 80:90. Ale i to nie załamało miejscowych.
Gracze Suboticia rzucili się do ataku i wykorzystali każdy błąd rywali. Efekt? Na mniej niż minutę przed końcową syreną było już tylko 89:90. Wtedy jednak w trudnej sytuacji świetnie zachował się Frąckiewicz, który otrzymał piłkę blisko obręczy na trzy sekundy przed końcem akcji, ale zdołał się jeszcze obrócić z rywalem na plecach i przełamał niemoc w ataku swojej drużyny.
I wtedy zaczęły się największe emocje. Divine Myles szybko zdobył dwa "oczka", więc o przerwę poprosił trener gości, by - na 12 sekund przed końcem - przeprowadzić piłkę na pole ataku i dać się sfaulować i stanąć na linii rzutów wolnych. GTK zachowało się jednak fatalnie. Kacper Gordon nie wznowił gry w trakcie pięciu sekund, więc piłka - i tym samym szansa na zwycięstwo - przeszła na stronę torunian.
Ci nie zdołali jednak zdobyć już punktów. Najpierw spudłował Ertel, następnie Abu nie dobił jego próby, choć zebrał piłkę w ataku. Swoją szansę miał jeszcze Myles, ale i jemu nie udało się wrzucić piłki do kosza GTK. Po sytuacji rzutu sędziowskiego piłka nadal należała do gospodarzy, którzy tym samym dostali od losu jeszcze jedną możliwość na wygranie meczu.
Myles otrzymał piłkę w narożniku, ale po jego rzucie piłka nie dotknęła nawet obręczy i tym samym ławka gliwiczan eksplodowała z radości.
Arriva Polski Cukier Toruń - Tauron GTK Gliwice 91:92 (23:22, 25:23, 23:19, 20:28)
Arriva Polski Cukier: Viktor Gaddefors 18, Michael Ertel 16, Dominik Wilczek 15, Abdul Malik Abu 12, Barret Benson 12 (10 zb.), Divine Myles 12, Wojciech Tomaszewski 4, Grzegorz Kamiński 2.
Tauron GTK: Martins Laksa 20, Kacper Gordon 16, Malik Toppin 15, Chris Czerapowicz 14, Łukasz Frąckiewicz 11, Mario Ihring 10 (11 as.), Kuba Piśla 4, Michał Jodłowski 2, Aleksander Busz 0, Tyree Eady 0.