Wojciech Kamiński: Zgubiła nas pewność siebie. Kryzys się pogłębia
- Zespół został zbudowany nieco inaczej. Większość zawodników weszła w ostatni rok swojego kontraktu, a to były umowy progresywne. To było widać po naszych ruchach kadrowych, ale w tej drużynie jest potencjał - mówi Wojciech Kamiński, trener Rosy.
Wojciech Kamiński: Na pewno nie jest to wynik zadowalający. Ten problem w ataku można było jednak zauważyć już w poprzednich spotkaniach. Na razie nie znaleźliśmy recepty na nasze kłopoty w ofensywie. Gorzej, bo cały czas dochodzą nowe sprawy i ten kryzys się pogłębia.
W ostatnią środę zagraliście naprawdę niezłe zawody z Oldenburgiem. Po kilku dniach drużyna pokazała zupełnie inne oblicze. Ranga meczu zawodników nie determinuje do takiej walki i zaangażowania?
- Nie. Przecież weszliśmy w ten mecz całkiem nieźle. Prowadziliśmy kilkoma punktami, ale później coś przestało funkcjonować. Drobne detale zadecydowały o naszej porażce. Myślę, że w zeszłym sezonie dużo lepiej radziliśmy sobie z grą na dwóch frontach. Mieliśmy szerszy skład.
Teraz doszły jeszcze na dodatek kontuzje - nie ma z nami Szymkiewicza i Jeszkego. Z konieczności musi nam pomagać Filip Zegzuła, który nigdy nie grał jako "jedynka". Maciej Bojanowski gra chyba więcej minut w tym sezonie w PLK niż w ubiegłym w I lidze. To sprawia, że nasza sytuacja nie jest prosta, ale ja nie szukam usprawiedliwień.
Kibice mówią wprost: Rosa niczego nie osiągnie, bo ma za małą ławkę. Co pan na to?
- Nie interesują mnie opinie różnych ludzi, bo wygodniej jest siedzieć przed komputerem i mówić: "ja to bym zrobił tak, ten się nie zna." Gdyby sobie ci ludzi pojeździli po Europie i w międzyczasie potrenowali, to może inaczej by do tego podeszli.
Warto podkreślić, że zespół został zbudowany nieco inaczej niż w ubiegłych latach. Ja to już tłumaczyłem na samym początku: większość zawodników weszła w ostatni rok swojego kontraktu, a to były umowy progresywne. To widać po naszych ruchach kadrowych. Aczkolwiek mimo wszystko uważam, że w tej drużynie jest potencjał. Pokazaliśmy to w spotkaniach ze Stelmetem, PAOK-iem czy tak niedocenianym Miastem Szkła Krosno. Jak się zepniemy, to potrafimy zagrać naprawdę dobry basket.
Wróćmy do problemów w ataku. To nie jest trochę tak, że Tyrone Brazelton za bardzo skupia się na sobie, a zapomina nieco o kolegach?
- Nie, ja nie lubię obarczać winą jednego zawodnika. Na nasz atak składa się pięciu koszykarzy, a nie tylko rozgrywający. Musimy zacząć wykorzystywać swoje przewagi w ofensywie. Brakuje takiej odpowiedniej egzekucji.
Podróż goni podróż. Nie ma czasu na dobry, mocny trening.
- To fakt, a do tego dochodzą kontuzje, które trzymają w nas dużej niepewności. Nie wiemy tak naprawdę, jak to dalej będzie wyglądało. Myślę, że poczuliśmy się nieco za pewni siebie po tym początku sezonu.
- Graliśmy dobrze na początku sezonu, ale to wciąż nie było to, czego oczekiwałem. Wiedziałem, że jak przyjdą dwa mecze w tygodniu, to szybko nasze problemy zostaną uwidocznione.
Największy kłopot?
- Brak drugiego rozgrywającego.
Pytania o powrót Szymkiewicza irytują?
- Tak. Ile mogę o tym mówić? Cały czas otrzymujemy sprzeczne informacje - będzie, nie będzie. Przestałem już liczyć te wszystkie wiadomości.
Wzmocnienia będą?
- To trudny temat. W klubach zarządzanych przez osobę prywatną jest taki "luksus", że właściciel może wyciągnąć pieniądze z kieszeni i powiedzieć: dobierzmy kogoś do składu. Brak drugiej "jedynki" jest bardzo dokuczliwy, ale na dzisiaj wzmocnień nie będzie.
Rozmawiał Karol Wasiek