Koszykarze PGE Turowa Zgorzelec zdominowali TBV Start Lublin niemalże w każdym elemencie koszykarskiego rzemiosła. W meczu 9. kolejki PLK emocji nie było, bo już po 20 minutach gry, gospodarze mieli na swoim koncie 21 punktów przewagi, by chwilę później dzięki celnej trójce Davida Jacksona prowadzić aż 86:54. Czarno-zieloni uświetnili tym samym hucznie obchodzoną w Zgorzelcu Barbórkę, czyli święto wszystkich górników.
- Mój zespół zrobił bardzo dużo dobrych rzeczy. Jestem zadowolony, ponieważ po raz pierwszy zdobyliśmy więcej niż sto punktów i mieliśmy aż 30 asyst - mówił usatysfakcjonowany po ostatnim gwizdku Mathias Fischer, trener PGE Turowa Zgorzelec.
Szybki i efektywny atak był tego dnia największym atutem gospodarzy. Zgorzelczanie trafili 58,2 proc. oddanych rzutów z gry, a aż pięciu z nich zakończyło mecz z dwucyfrowym drobokiem punktowym. Najskuteczniejszy z nich był Mateusz Kostrzewski, który zdobył łącznie 24 punkty. Ponadto pod koszem po nieudanym występnie w Gdyni odblokował się Kirk Archibeque (19 punktów), a dziewięć celnych rzutów zza linii 6,75 m. oddali łącznie Michał Michalak, Bartosz Bochno i Tweety Carter.
- Zespół sprawnie dzieli się piłką i każdy sobie podawał. Wszyscy zawodnicy mają w moim systemie możliwość zdobywania punktów. Zawsze się cieszę, gdy drużyna gra tak dobrze, a nie tylko jeden, czy dwóch graczy - zaznaczał szkoleniowiec zespołu z przygranicznego miasta.
ZOBACZ WIDEO Paweł Żuk: Wojciech Fortuna to Perła naszego ośrodka
Podopieczni trenera Davida Dedka dopiero w czwartej kwarcie byli w stanie nawiązać równą walkę z byłymi mistrzami Polski. Lublinianie zdobyli 11 punktów z rzędu w głównej mierze za sprawą skutecznego Douga Wigginsa oraz trafienia Jakuba Dłoniaka z dystansu. Choć było to za mało na świetnie dysponowany zespół ze Zgorzelca, to zaniki koncentracji są ostatnimi czasy sporą bolączką czarno-zielonych.
- Jestem zadowolony z 35 minut tego meczu. Nasza defensywa dobrze wówczas stała. Ale były też momenty w których strasznie traciliśmy koncentrację i nad tym właśnie pracujemy. Niekiedy to się zdarza w pierwszej kwarcie, tak jak miało to miejsce w ostatnim starciu z Asseco, a niekiedy w ostatniej. I to jest normalna rzecz, ale ta faza musi trwać bardzo krótko, maksymalnie przez dwa posiadania piłki - przyznał trener Mathias Fischer.