Zgodnie z przewidywaniami, w niedzielny wieczór Polfarmex Kutno przegrał na wyjeździe z Rosą Radom 52:72 w spotkaniu dziewiątej kolejki Polskiej Ligi Koszykówki. Przyjezdni mieli praktycznie do maksimum zawężoną rotację, gdyż w ich szeregach nie mogli wystąpić: Grzegorz Grochowski, Michał Gabiński i Jacek Jarecki.
- Brakowało nam w tym meczu trzech zawodników, którzy odgrywają w naszej drużynie duże role i spędzają sporą liczbę minut na parkiecie. To zadecydowało w głównej mierze. W pewnym momencie po prostu zabrakło nam energii - nie ukrywał po ostatniej syrenie Michael Fraser.
Środkowy miał ponadto zastrzeżenia do skuteczności swojego zespołu i tego, jak często on i koledzy gubili piłkę. Ostatecznie uczynili to aż 20 razy, przy 11 stratach przeciwników. - Spudłowaliśmy kilka istotnych rzutów i popełniliśmy za dużo strat. Trzecia kwarta zakończyła się bardzo niskim wynikiem [8:8-przyp. P.D.]. Gdybyśmy wtedy wykorzystali wszystkie swoje szanse, to spotkanie mogłoby się inaczej ułożyć. A tak rywale zebrali piłki i przeprowadzili kontrataki, dzięki czemu wypracowali przewagę - zaznaczył Kanadyjczyk.
Występ 32-latka w hali MOSiR stał pod znakiem zapytania. Ze względu na kontuzję kręgosłupa nie zagrał on przecież w ubiegłotygodniowym spotkaniu z BM Slam Stalą Ostrów Wielkopolski. W Radomiu trener Jarosław Krysiewicz desygnował go jednak od razu do pierwszej "piątki". - Czuję się bardzo dobrze. Nasi masażyści bardzo szybko przywrócili mnie do pełnej sprawności. Będę gotowy na następne mecze - oświadczył Fraser.
Przeciwko Rosie spędził na parkiecie bardzo dużo, bo aż 36 minut, zdobywając w tym czasie double-double: 11 punktów i 12 zbiórek. Tak świetne statystyki nie pomogły Polfarmeksowi, który przegrał szóste starcie w tym sezonie i zajmuje obecnie czternaste miejsce w tabeli.
ZOBACZ WIDEO Zobacz fenomenalną bramkę Grosickiego! Gol sezonu? [ZDJĘCIA ELEVEN]