We wtorkowy wieczór Rosa nie przerwała niechlubnej serii w Basketball Champions League, przegrywając po raz siódmy z rzędu. Tym razem uległa w hali MOSiR w Radomiu najsłabszej drużynie grupy C, Openjobmetis Varese 61:74. Rywal zrewanżował się więc za porażkę przed własną publicznością z pierwszej rundy.
Premierową kwartę gospodarze wygrali 27:24. Po drugiej utrzymali przewagę. Problem, jak w ostatnich spotkaniach - poza niedzielnym z Anwilem Włocławek - pojawił się w trzeciej części. Wicemistrzowie Polski zdobyli w niej zaledwie 10 punktów przy 22 rywali. W kolejnej rzucili jeszcze mniej, bo siedem "oczek" - przeciwnik 11.
- Drużyna z Varese bardzo agresywnie rozpoczęła drugą połowę. Z powodu jej dobrej postawy w obronie nie mogliśmy odpowiednio zorganizować naszej gry w ataku. To była główna przyczyna tego, że spisaliśmy się tak słabo w drugiej połowie. Poza tym było naprawdę w porządku, ale nie potrafiliśmy poradzić sobie z tą agresywnością - podkreślił na konferencji prasowej Robert Witka.
Kapitan był drugim strzelcem Rosy w tym pojedynku. Zapisał na swoim koncie 13 punktów przez niespełna 21 minut spędzonych na parkiecie. Zanotował bardzo dobrą skuteczność 5/7 w rzutach z gry, w tym 3/4 z dystansu. Ponadto zebrał trzy piłki.
ZOBACZ WIDEO "Ten kto rzuca wyzwanie Dakarowi, musi być gotowy na wszystko" (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}