- Siarka to dobre miejsce do gry i odbudowania swojej kariery. Ja potrzebowałem zespołu, w którym będę miał sporo minut na parkiecie. Nie ukrywam, że rozwijam się i idę do przodu. Moje statystyki są na niezłym poziomie - mówi Travis Releford, amerykański skrzydłowy Siarki Tarnobrzeg.
Koszykarz nie wystąpił w spotkaniu z Asseco Gdynia (15.01) z powodu drobnego urazu stopy, choć niektórzy sugerowali, że Releford nie zagrał w tym meczu z innego powodu. - To bzdura. Nadepnąłem na szkło i nie mogłem biegać - tłumaczy koszykarz.
Zbigniew Pyszniak bardzo liczył na jego występ w niezwykle istotnym meczu z TBV Start Lublin. Amerykanina udało się w tygodniu postawić na nogi. Jego powrót okazał się kluczowy dla losów spotkania.
Releford na parkiecie spędził prawie 33 minut - w tym czasie zdobył 31 "oczek", trafiając 9 z 16 rzutów z gry i 9 z 12 osobistych. To dla rekord punktowy w tym sezonie. Amerykanin do swojego dorobku dorzucił sześć zbiórek.
ZOBACZ WIDEO Natalia Partyka: nie myślę o końcu kariery, mogę grać nawet przez 10 lat
- Travis zagrał bardzo dobre zawody. W niektórych momentach meczu brał na siebie odpowiedzialność i trafiał z niezwykle trudnych pozycji - chwalił swojego zawodnika, Zbigniew Pyszniak, szkoleniowiec tarnobrzeskiego zespołu.
Transfer Releforda okazał się strzałem w dziesiątkę. Co prawda Amerykanin w Siarce nie gra za wielkie pieniądze (około dwóch tysięcy dolarów miesięcznie), ale mimo wszystko w wielu meczach udowodnił, że drzemie w nim spory potencjał. To wszechstronny skrzydłowy, który potrafi rzucić z dystansu, ale także spenetrować.
- Staram się na różne sposoby zdobywać punkty. Nie chcę być jednowymiarowym koszykarzem. Pracuję nad wieloma elementami - mówi Amerykanin.
Releford przeciętnie w tym sezonie zdobywa 17,7 punktu na mecz. Jest drugim strzelcem w PLK.