[b]
WP SportoweFakty: Ostatnia akcja meczu z MKS-em Dąbrowa Górnicza. Wszystkie oczy zwrócone na Krzysztofa Szubargę, ale decydujący rzut oddaje Wojciech Czerlonko. Jak do tego doszło?[/b]
Wojciech Czerlonko: Zaplanowaliśmy akcję na Krzysztofa Szubargę, ale rywale sprytnie go odcięli. Mój obrońca zszedł do pomocy i ja zostałem wolny. "Szubi" odrzucił mi piłkę i nie pozostawało mi nic innego, jak tylko wyrzucić ją w stronę kosza. Szczęście na tyle nam sprzyjało, że wygraliśmy ten mecz.
Wierzył pan, że wpadnie?
- Miałem sekundę czasu na to, żeby przymierzyć. To nie było tak, że wyrzuciłem piłkę na oślep. Od deski, ale wpadło. Zawsze wierzę w moje rzuty.
ZOBACZ WIDEO Ewa Brodnicka: to, co przeżyłam, było dla mnie dramatem
Co czuje zawodnik po takim rzucie?
- To niesamowita euforia. Takie rzuty nieczęsto się zdarzają. Może już nigdy go nie powtórzę? Warto zapamiętać ten moment.
Wszedł pan na boisku dopiero w czwartej kwarcie. Łącznie spędził na nim tylko 160 sekund. Niesamowita historia.
- Może trener specjalnie mnie szykował na ten rzut? (śmiech) Mówiąc poważnie - czekałem cierpliwie na swoją szansę. Ja jestem zawsze gotowy do dyspozycji szkoleniowca.
W czwartej kwarcie był moment zwątpienia?
- My jesteśmy młodym zespołem, który zawsze walczy do samego końca. Ta strata do rywala była całkiem spora, ale nie poddaliśmy się. Pokazaliśmy charakter.
Mało brakowało a Asseco by ten mecz kończyło w czwórkę. Aż sześciu graczy spadło za pięć fauli.
- Kątem oka patrzyłem na tablicę i liczyłem, ilu tam jeszcze zawodników nie ma pięciu przewinień. Mówiłem Łukaszowi Frąckiewiczowi, który miał cztery faule, żeby unikał kontaktu fizycznego. Ja miałem jeden i mogłem sobie na to pozwolić.
Aż 44 przewinienia po waszej stronie.
- To jest spowodowane tym, że gramy agresywnie, dużo faulujemy. Rywale stają na linii rzutów wolnych, dlatego te mecze tak bardzo się dłużą. Nie oddajemy nikomu nic za darmo.
Rozmawiał w Gdyni
Karol Wasiek