Johnny Dee reprezentował barwy Polpharmy Starogard Gdański w ubiegłym sezonie. Amerykanin zapisał się w historię starogardzkiej koszykówki swoimi niesamowitymi buzzer beaterami w ostatnich sekundach spotkań. Łącznie sympatyczny gracz zza oceanu właśnie w taki sposób aż trzykrotnie przechylał szalę zwycięstwa na korzyść swojej drużyny. O dawnym koledze nie zapomnieli gracze Farmaceutów, wspominając jego grę po wyrównanym boju z PGE Turowem Zgorzelec, w którym wynik ważył się do ostatnich sekund.
WP SportoweFakty: Przysporzyliście kibicom mnóstwo emocji, które ostatecznie zakończyły się happy endem dla waszej drużyny.
Łukasz Diduszko: To był mecz walki. Zależało nam na tym, aby pokazać się z jak najlepszej strony. Chcieliśmy pokazać, że potrafimy grać w koszykówkę. Byliśmy solidarni, graliśmy z energią. Trzymaliśmy się po prostu razem, jak jeden zespół.
W końcówce trzeciej kwarty wyszliście na kilku punktową przewagę, ale nie potrafiliście jej utrzymać do końca. Można powiedzieć, że ostatecznie o waszym zwycięstwie nad PGE Turowem zadecydowały detale.
- To prawda, te niuanse zadecydowały, bo przecież prowadziliśmy jeszcze w końcówce meczu sześcioma punktami i w tym momencie bardziej powinniśmy skupić się na cwaniactwie. Natomiast super, że udało się wygrać. Poza tym przypomniały od razu mi się czasy, gdy Johnny Dee grał razem z nami. Wtedy też były takie same wyrównane końcówki.
To zawodnik, który na pewno zapisał się w historii starogardzkiej koszykówki, bo niecodziennie zdarza się trafiać takie rzuty, którymi on wygrywał mecze. Można śmiać się, że jego duch w dalszym ciągu unosi się nad parkietem.
-
Dzisiaj właśnie sobie o tym pomyślałem, że ta jego silna wiara nam pomogła. Nie wiem, może gdzieś nas śledził, może kibicował. Mieliśmy to szczęście w końcówce, ale też na nie przez cały mecz sobie zapracowaliśmy.
ZOBACZ WIDEO Natalia Partyka: medale paraolimpijskie już mam, czas na medal IO zawodowców
Po raz pierwszy musieliście poradzić sobie za to bez Michaela Hicksa i należy przyznać, że jego brak nie był mocno widoczny.
- Na koszykówkę nie można patrzeć tylko przez pryzmat sportu. To jest też trochę biznes. To, że odchodzi jakiś zawodnik trzeba uszanować.
Czy jego odejście was zaskoczyło?
- Stanęliśmy razem i powiedzieliśmy sobie, że jest ok. Co mamy zrobić? Nie będziemy przecież siedzieć i płakać. Chcemy udowodnić, że my też potrafimy wygrywać. Nie chcemy, aby zdarzyła się taka sytuacja, gdy ktoś powie, że przegraliśmy, bo nie było z nami Hicksa. Byliśmy solidarni, ławka żyła. Każdy kto wchodził na parkiet, to punktował. To pokazało jaki silny duch zespołu jest u nas.
Dzisiaj miałem wrażenie, że zobaczyliśmy również dużo odważniejszego Łukasza Diduszko, który nie bał się brać ciężaru gry na swoje barki.
- Wiadomo, że jak odchodzi zawodnik, który oddaje 10,12 rzutów na mecz, to później trzeba rozdzielić te rzuty. Dużo na treningu pracuje nad swoim rzutem, dzisiaj koledzy szukali mnie na parkiecie i starałem się pokazać te swoje mocne strony. Zawsze odejście jednego gracza jest szansą dla drugiego i miał ją każdy. Gdy przeanalizujemy ten mecz, to nie tylko ja brałem ciężar gry na swoje barki, tak naprawdę robił to w pewnych momentach każdy, kto pojawiał się na parkiecie.
Zwycięstwo z PGE Turowem na pewno was cieszy, ale myślę, że nie popadacie w huraoptymizm, bo przed Polpharmą Starogard Gdański jeszcze dwa kolejne spotkania przed własną publicznością. W tym bardzo trudne z BM Slam Stalą Ostrów Wielkopolski.
- Jeśli chcemy zrealizować ten nasz plan, jakim jest awans do play-off, to musimy wygrywać właśnie takie mikrocykle. Są trzy, cztery mecze w krótkim czasie i trzeba coś takiego wygrywać. Na pewno dalej też nie będzie łatwo, bo tak jak przyjechał Turów po wygraną, to samo zrobi Stal, która ostatnio zaskakuje i wszystko wygrywa. My się nie boimy. Wiemy, że jesteśmy razem i obojętnie, co by się nie działo, to zawsze tak będzie. Poza tym są nasi kibice. To co się dzisiaj działo, to jest nie do opisania. Jak już kibice wstali, to miałem wrażenie, że zrobiło się dwa razy więcej ludzi. Widać, że docenili nas za naszą grę i walkę. Dla takich fanów warto przychodzić codziennie na każdy trening.
Rozmawiał Patryk Butkowski