Krzysztof Koziorowicz: Wstyd mi za obronę

WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Trener Krzysztof Koziorowicz
WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Trener Krzysztof Koziorowicz

Spójnia Stargard zagrała słaby mecz w obronie, efektem czego z Bydgoszczy wyjeżdżała na tarczy. Enea Astoria w ramach 20. kolejki I ligi wygrała 94:83. - Graliśmy wyjątkowo miękko w obronie - stwierdził Krzysztof Koziorowicz.

Na pewno nie takiego wyniku spodziewała się liczna grupa kibiców ze Stargardu, która do grodu nad Brdą przyjechała kilkunastoosobową grupą, aby wspierać swoich ulubieńców. Co prawda ostatnie mecze w wykonaniu Spójni były słabe, ale Bydgoszcz wydawała się dobrym miejscem na przełamanie i przerwanie serii dwóch porażek. Stało się jednak inaczej.

- Gratulacje dla drużyny, która dzisiaj grała dwa razy ambitniej, dwa razy agresywniej i była bardziej zdeterminowana. Miałem świadomość, że gospodarze za wszelką cenę ten mecz będą chcieli wygrać - powiedział po spotkaniu trener drużyny gości, Krzysztof Koziorowicz. Rzeczywiście, w grze zawodników Enea Astorii widać było sportową złość i chęć pokazania wszystkim, że ta grupa jednak tworzy zespół. I to się bydgoszczanom udało.

- My dla odmiany graliśmy wyjątkowo miękko w obronie. Nie jesteśmy może zespołem defensorów, ale za to, co dzisiaj robiliśmy, choć może to nie zabrzmi miło, jest mi po prostu wstyd - za obronę. Gospodarze rzucili nam 62 punkty spod kosza, gdzie bardzo często były to po prostu akcje kończone dwutaktem, pomimo tego, że obok było niekiedy dwóch asystentów - zauważył Koziorowicz. Jego podopieczni na zdecydowanie zbyt wiele pozwalali miejscowym, którzy tego dnia w rzutach za dwa zagrali na bardzo dobrej, 64-procentowej skuteczności.

Czy w takim razie w grze Spójni Stargard były jakieś pozytywy? - Zdobyliśmy 83 punkty. Jest to wynik ofensywny, przy którym można wygrywać mecze, ale trzeba do tego pokazywać taki charakter i taką wolę walki, jakie prezentowaliśmy w pierwszej rundzie - dodał opiekun gości. Faktycznie, w początkowej fazie sezonu jego gracze spisywali się dużo lepiej. Najpierw bardzo długo byli zespołem niepokonanym, a ostatecznie zanotowali bilans 12-3. Z kolei wystarczyło zaledwie pięć kolejek rewanżów, aby liczba porażek się podwoiła. Czy to już pewien kryzys?

- Nie jesteśmy zespołem wielkim. Sam wynik pierwszej rundy spowodował, że zaczęto nas doceniać i chwała nam za to, natomiast liczą się te mecze ostatnie. Cały czas graliśmy jak dotąd 7-8 zawodników, ale jak gra się już takim zestawieniem dłuższy czas, to gdzieś to zmęczenie przychodzi. Zdawałem sobie sprawę z tego, że może być też okres trudniejszy, ale nie ma co narzekać. Trzeba wziąć się do roboty, robić swoje i już myśleć o kolejnym meczu - zakończył trener Spójni.

ZOBACZ WIDEO Natalia Partyka: moje życie pokazuje, że niemożliwe nie istnieje

Komentarze (0)