Wyjazdowa klątwa PGE Turowa Zgorzelec

WP SportoweFakty / Trener Mathias Fischer i jego PGE Turów Zgorzelec
WP SportoweFakty / Trener Mathias Fischer i jego PGE Turów Zgorzelec

Koszykarze PGE Turowa Zgorzelec nie wygrali w meczu wyjazdowym PLK od 11 grudnia 2016 roku. Dla czarno-zielonych nie jest to dobry prognostyk zarówno przed pojedynkiem z MKS-em Dąbrowa Górnicza, jak i finałowym turniejem Pucharu Polski w Warszawie.

O ile na własnym parkiecie gracze PGE Turowa Zgorzelec są nadal bardzo silni, o tyle w meczach wyjazdowych ich gra pozostawia sporo do życzenia. Po raz ostatni byli mistrzowie Polski wygrali w hali rywala 11 grudnia 2016 roku. Był to szlagierowy pojedynek z Anwilem we Włocławku (65:72). Później przyszły jednak porażki w Sopocie, Ostrowie Wielkopolskim, Toruniu oraz Starogardzie Gdańskim.

- W Starogardzie Gdańskim nie zagraliśmy dobrze, mieliśmy dużo problemów z agresywną defensywą, nie ruszaliśmy dobrze piłki, mieliśmy bardzo mało asyst - przyznaje Mathias Fischer, trener PGE Turowa Zgorzelec.

Zespół z przygranicznego miasta prezentuje całkiem inny styl we własnej hali. Czarno-zieloni wygrali w PGE Turów Arenie już osiem z dziewięciu rozegranych spotkań. Ostatnim zespołem, który wyjechał ze Zgorzelca na tarczy był King Szczecin.

- Dlaczego tak jest? Trudno powiedzieć, ale widać, że w tej lidze sporo drużyn gra bardzo dobrze we własnych halach. I to widać, bo od czwartego do dwunastego miejsca w tabeli jest pomiędzy tymi zespołami różnica tylko jednego zwycięstwa. Teraz jest bardzo istotne, aby wygrać kilka meczów w domu i na wyjeździe i tym samym uzyskać awans do play-off - kontynuuje szkoleniowiec PGE Turowa Zgorzelec.

ZOBACZ WIDEO Mama Roberta Lewandowskiego: Liczę na finał mistrzostw świata z udziałem Polski i Roberta

W ostatniej kolejce PLK podopieczni trenera Fischera dość łatwo odskoczyli King Szczecin i szybko narzucili swój własny styl gry. Już w pierwszej kwarcie po celnej trójce Bartosza Bochno gospodarze prowadzili 26:11, a w efekcie końcowym mogli poszczycić się zwycięstwem 88:75.

- To był nasz trzeci mecz w ciągu siedmiu dni. Nie było nam łatwo przygotować się na to spotkanie bo Tweety Carter doznał kontuzji. Nie chcieliśmy podejmować zbyt dużego ryzyka i pozwolić na to, by zagrał w tym meczu - mówi Niemiec polskiego pochodzenia.

I paradoksalnie zwycięstwo PGE Turowa bez Cartera było tym bardziej cenne. Amerykanin był w ostatnich spotkaniach liderem i najlepszym strzelcem zespołu. Wydawało się, że bez jego wsparcia, a przy obecności po drugiej stronie parkietu tak doświadczonych rozgrywających jak Russell Robinsona i Robert Skibniewski, czarno-zieloni mogą mieć spore problemy.

- Wydaje mi się, że nasza drużyna po ostatnim meczu, który nie był za fajny, dała świetną odpowiedź. Bardzo mi się podobało to, że świetnie ruszaliśmy piłkę, znajdowaliśmy wolnych zawodników, oddawaliśmy dobre rzuty. Mieliśmy 57 procent skuteczności w rzutach z dystansu, a to było rezultatem mądrego dzielenia się piłką. Sześciu zawodników zakończyło mecz z dwucyfrowym dorobkiem punktowym, a to mi jako trenerowi, bardzo się podoba. Teraz tylko życzę nam tego, aby w następnym meczu na wyjeździe było tak samo - komentuje pełen optymizmu Mathias Fischer.

Czy to Dąbrowa Górnicza będzie tym miejscem w którym koszykarze PGE Turowa przełamią wyjazdową klątwę? W pierwszym pojedynku obu drużyn zdecydowanie lepsi okazali się zgorzelczanie, którzy na własnym parkiecie pewnie pokonali zespół trenera Drażena Anzulovicia 94:70.

Komentarze (1)
avatar
NO32
11.02.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
wyjazd do Dabrowy niema co liczyc na wygrana...