To było widowisko na miarę play-off PLK. Świetna atmosfera na trybunach, bardzo dobry również poziom gry z obu stron. Kto w niedzielny wieczór zdecydował się na obejrzenie spotkania w Starogardzie Gdańskim nie miał prawa żałować.
Jeszcze na sześć i pół minuty przed zakończeniem niedzielnego pojedynku przyjezdni prowadzili różnicą 10 punktów. Wtedy wydawało się, że podopieczni Emila Rajkovica kontrolują losy meczu, ale tak się nie stało.
Niesieni niesamowitym dopingiem publiczności Farmaceuci wrócili do gry i na dwie minuty przed końcem był remis po 72, a na 45 sekund przed ostatnią syreną to Polpharma miała już "oczko" więcej od rywala. Wtedy zaczął się jednak festiwal błędów z obu stron. Błąd kroków Marca Cartera, później niesamowicie ważna strata Anthony'ego Milesa. Najwięcej zimnej krwi zachował Łukasz Majewski, który dobił rzut za trzy punkty Cartera i jak okazało się później przypieczętował zwycięstwo swojej drużyny.
Bohaterem starcia mógł zostać jeszcze zupełnie kto inny. Okazję miał na to Uros Mirkovic. Serb w ostatniej akcji minął Shawna Kinga, lecz jego długi dwutakt kończony lewą ręką był minimalnie niecelny, piłka wręcz wykręciła się z kosza.
ZOBACZ WIDEO Natalia Partyka: moje życie pokazuje, że niemożliwe nie istnieje
- To był bardzo ciekawy mecz - komentował Uros Mirkovic. - Dobrze, że wróciliśmy do niego, bo do pewnego momentu wyglądało na to, że zespół z Ostrowa Wielkopolskiego spokojnie wygra, bo prowadził już dziesięcioma punktami, a nawet więcej - dodawał.
Skrzydłowy Kociewskich Diabłów odniósł się także do swojej ostatniej, jakże pechowej próby. Porównał ją do... hazardu.
- To był czysty hazard - podkreślał. - Były bardzo dziwne okoliczności. To jest coś, co czyni ten sport tak ciekawym i nie ma czego sobie żałować. Idziemy dalej, zapominamy o tym meczu - podsumował.