Spotkanie rozpoczęło się od wymiany skutecznych ciosów. Oba zespoły ewidentnie postawiły na ofensywę, dzięki czemu kibice oglądali dość widowiskowe zawody. Mnóstwo do powiedzenia miały podkoszowe. Z jednej strony punktowały Ewelina Kobryn oraz Vanessa Gidden. Po przeciwnej stronie parkietu, zgodnie z przypuszczeniami, mnóstwo problemów gospodyniom przysparzała rosła Courtney Paris. Uzupełniała ją Katerina Snytsina. Po jej indywidualnej akcji wynik brzmiał 10:13. Białorusinka również okazała się trudna do upilnowania, obnażając parokrotnie braki polskiej ekipy w defensywie. Stąd pierwszą kwartę przegrał on 17:20, mimo że scenariusz mógł wyglądać korzystniej.
Trener Jose Ignacio Hernandez bacznie obserwując wydarzenia dostał pewien materiał do przemyśleń i w trakcie pauzy przekazywał zawodniczkom liczne wskazówki. Te najwyraźniej nie wystarczyły. Początek drugiej części to wręcz dominacja przyjezdnych. Uaktywniła się choćby Natalie Hurst, znakomicie gubiąc krycie i tym samym wypracowując dogodne pozycje strzeleckie. Wisła natomiast straciła pomysł na atak. Wynik powiększała incydentalnie. Z dystansu nie potrafiła oddać celnych rzutów, pod tablicą zaś rywalki dokładnie ustawiły zasieki i przedarcie się było skrajnie ciężkie. Najwięcej walczyła Gidden, przeciwstawiając się silnej Paris.
Ta ostatnia z kolei ewidentnie stanowiła najmocniejszą broń gości. Dawała poczucie pewności, czego dowodem jest 16 uzbieranych "oczek" do przerwy. Biała Gwiazda natomiast nie mogła czuć zadowolenia z rezultatu 27:40. Zmarnowała mnóstwo szans, szczególnie przy próbach z dalszej odległości. Kończyło się to zazwyczaj przejęciem piłki przez konkurenta, a następnie popisach jego autorstwa. Paradoks polegał na tym, że Hatay wcale nie prezentował olśniewającej koszykówki, niemniej okazał się bardziej wszechstronny m in. za sprawą wspominanej Snytsiny.
Co gorsze, w trzeciej kwarcie dysproporcje stały się jeszcze bardziej zauważalne. Wiślaczki wciąż nie wiedziały jak zaskoczyć oponenta. Wszelkich starań dokładała Ben Abdelkader, jednak często pozostawała osamotniona w dążeniach. Podobnie jeżeli chodzi o Kobryn czy Gidden. Ponadto, większość zagrań nie posiadała charakteru zespołowego i tu dochodził kolejny czynnik. Analizując postawę Turczynek zwracała uwagę także szybkość. W ten sposób koszykarki w niebieskich strojach znajdowały przestrzeń. Trzeba powiedzieć, że przed decydującą batalią zasłużenie wygrywały 52:42 , aczkolwiek na finiszu tej partii pojawiły się wreszcie pozytywne symptomy w postaci sportowej agresji w wykonaniu krakowianek. Jedynie tą drogą mogły cokolwiek zdziałać.
Podczas rozstrzygającej "ćwiartki" spory ciężar od koleżanek przejęła Ziomara Morrison chcąc być motorem napędowym całego pościgu. Niemniej przeciwniczki zachowały czujność. Tego wieczoru pokazały więcej atutów czysto koszykarskich. W ważnych momentach kawał pożytecznej roboty wykonała Natalie Hurst, niemal bombardując kosz z dystansu. Gdy zza łuku po raz kolejny przymierzyła Snytsina wynik 50:69 mówił za siebie. Do syreny pozostawało niespełna 200 sekund, więc niewiadomą stanowiły tylko rozmiary triumfu drużyny z Hatay. Ostatecznie zwyciężyła i piątkowy rewanż rozpocznie w znacznie lepszych nastrojach.
Wisła Can Pack Kraków - Hatay BB 57:69 (17:20, 10:20, 15:12, 15:17)
Wisła Can-Pack: Ben Abdelkader 14, Gidden 11, Kobryn 11, Morrison 10, Ygueravide 6, Szumełda Krzycka 3, Szott Hejjmej 2.
Hatay: Paris 21, Hurst 18, Snytsina 15, Ozturk 6, Popovic 4, Takmaz 3, Stankovic 2.
ZOBACZ WIDEO Bajeczna Barcelona rozbiła Celtę Vigo - zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN]