To było jedno z bardziej dramatycznych spotkań w PLK w obecnym sezonie. O zwycięstwie gospodarzy zadecydowała ostatnia akcja, a dokładniej dobitka Nicka Covingtona.
Rzut amerykańskiego gracza TBV Startu Lublin był wielokrotnie analizowany przez sędziów, ale ostatecznie dwa punkty zostały w Lublinie.
- Jesteśmy winni Nickowi piwko, a może nawet dwa. W szatni coś się już pojawiło - śmieje się Michał Jankowski, koszykarz TBV Startu.
W lubelskiej szatni zapanowała spora radość po niespodziewanym triumfie nad MKS-em Dąbrowa Górnicza, zespołem, który aspiruje do gry w play-off.
Radość w szatni TBV Startu:
Lublinianie tym samym wygrali ósmy mecz w rozgrywkach i zrównali się z AZS-em Koszalin, 13. zespołem w ligowej tabeli. W obozie TBV Startu po cichu liczy się nawet na wyprzedzenie Asseco Gdynia, które z dziewięcioma zwycięstwami zajmuje 12. lokatę.
Ekipie Davida Dedka nie sprzyja jednak terminarz. Najbliższe cztery spotkania lublinianie rozegrają z drużynami z czołówki ligi - Stelmetem BC, BM Slam Stalą, Rosą i Polskim Cukrem.
- Jesteśmy zespołem, który stać na sprawianie niespodzianek w PLK. Mamy szeroki skład i tak naprawdę w każdym meczu kto inny może zaskoczyć i wziąć ciężar odpowiedzialność na swoje barki za zdobywanie punktów - przyznaje Jankowski.
ZOBACZ WIDEO: Siedziała w więzieniu, poniżała rywalki. Teraz zmierzy się z polską mistrzynią