W meczu 27. kolejki Polskiej Ligi Koszykówki TBV Start Lublin otrzymał lekcję basketu od Rosy Radom, przegrywając aż 47:80. Dość powiedzieć, że w pierwszej kwarcie przyjezdni zdobyli tylko osiem punktów, czyli mniej, niż miał na koncie jeden zawodnik wicemistrzów kraju, Ryan Harrow (14).
- Przeciwnik narzucił naprawdę bardzo wysokie warunki w tym meczu, my nie byliśmy w stanie na to odpowiedzieć - przyznał po zakończeniu zawodów David Dedek, pod którego wodzą zespół z Lubelszczyzny sprawił olbrzymią sensację w pierwszej rundzie, pokonując Rosę 64:63. Tym razem nie miał nic do powiedzenia.
- Widać, że jest to zespół, który się przygotowuje na drugą część sezonu, na play-offy, i powoli łapię formę. U nas natomiast jest widoczny lekki spadek formy. Jest to częściowo spowodowane mocnym treningiem, w jakim byliśmy w ostatnim czasie - zaznaczył słoweński szkoleniowiec.
- Przed nami parę meczów, do których postaramy się jak najlepiej przygotować. O meczu nie ma co za bardzo mówić, bo przeciwnik był lepszy w każdym elemencie gry - nie ukrywał Dedek. Radomianie skuteczniej rzucali, zarówno z gry oraz linii osobistych, mieli zdecydowanie więcej asyst (19:9) oraz całkowicie zdominowali "deskę" (42:31).
Start trafił zaledwie 10/28 prób "za dwa" oraz 7/31 z dystansu. - Mieliśmy mnóstwo nieskutecznych rzutów, a oddawaliśmy je z czystych pozycji. Nie byliśmy w stanie ich trafić, co spowodowało małą liczbę zdobytych punktów. Pozwoliło to Rosie szybko zbudować wysoką przewagę, a wiadomo, że jak jest 20 punktów prowadzenia, to łatwo się trafia, bo nie ma już presji, gra się bez nacisku - podkreślił trener. Nie omieszkał również, tak jak Łukasz Bonarek, podziękować grupie kibiców z Lublina za doping w hali MOSiR w Radomiu.
ZOBACZ WIDEO Grzegorz Cieślak: Teraz bombę może zbudować nawet amator