W meczu 29. kolejki Polskiej Ligi Koszykówki Kirk Archibeque zaprezentował się z bardzo dobrej strony przed kibicami swojego byłego klubu, w którym występował w sezonie 2013/2014, sięgając wówczas po czwarte miejsce w rozgrywkach. Tym razem spędził na parkiecie hali MOSiR blisko 29 minut. W tym czasie zdobył 14 punktów, czyli prawie tyle, ile trzej podkoszowi Rosy Radom razem wzięci. Darnell Jackson, Kim Adams i Igor Zajcew rzucili bowiem łącznie 15 "oczek". Center PGE Turowa Zgorzelec "otarł się" o double-double, gdyż miał osiem zbiórek. Ponadto miał cztery przechwyty i blok.
Był kolejnym przedstawicielem klubu z przygranicznego miasta, po Michale Michalaku i Mathiasie Fischerze, który wskazał na czwartą kwartę jako kluczową dla końcowego rezultatu (83:90). - Rosa walczyła przez cały mecz, zaś my przez 25 minut. Nie utrzymaliśmy koncentracji do ostatniej syreny - przyznał.
- Popełniliśmy kilka prostych błędów w defensywie. Mieliśmy parę szans na wywiezienie zwycięstwa, ale nie wykorzystaliśmy ich. Musimy jak najszybciej zapomnieć o tym spotkaniu, zostawić je za nami i skupić się na niezwykle ważnym starciu z Polskim Cukrem Toruń - podkreślił 32-latek.
PGE Turów wciąż ma teoretyczne szanse na znalezienie się w fazie play-off. Aby tak się stało, musi pokonać w niedzielę zespół prowadzony przez Jacka Winnickiego oraz liczyć na korzystne rozstrzygnięcia w innych meczach.
Archibeque może więc drugi raz z rzędu nie zagrać w najważniejszej części rozgrywek polskiej ekstraklasy. W zeszłym sezonie, także w barwach zgorzeleckiego zespołu, nie awansował do czołowej "ósemki". Ostatni raz o medale PLK walczył w szeregach Rosy.
ZOBACZ WIDEO Cenna wygrana AS Monaco, asysta Glika. Zobacz skrót meczu Lyon - Monaco [ZDJĘCIA ELEVEN]