James Washington z Anwilem Włocławek związał się pod koniec roku kalendarzowego, zastępując w drużynie Roberta Skibniewskiego. Amerykanin z miejsca stał się ważnym zawodnikiem Rottweilerów, niejednokrotnie pokazując swój potencjał strzelecki. Najlepszy swój mecz zagrał przeciwko TBV Startowi Lublin, zdobył wtedy 28 punktów. Włocławianie zawiedli jednak w fazie play-off, gdzie trafili na bardzo mocną drużynę Energi Czarnych Słupsk.
- Jestem pełen uznania dla słupskiej drużyny - w play-off pokazali koszykówkę, jakiej nie grali przez cały sezon. Myślę, że my chcieliśmy trochę za bardzo, a wiadomo jak się kończą takie sytuacje. Rzuty, które w rundzie zasadniczej dziurawiły kosze, w ćwierćfinale nie wpadały i to była nasza bolączka - mówi nam były rozgrywający włocławskiej drużyny.
- Od razu chcę wyjaśnić pewne rzeczy. Nie jest tak, że kibice wytworzyli wokół nas zbyt dużą presję, to kompletna bzdura. Przede wszystkim to my zawiedliśmy i nie możemy szukać winnych wokół siebie. Nasi fani byli wspaniali przez całe rozgrywki i czuję się źle z tym, że ich zawiedliśmy w takim momencie. Gdybym tylko mógł cofnąć czas, to wróciłbym na parkiet Hali Mistrzów w ćwierćfinale i dalej walczył o wygraną... - dodał.
Rozgrywający Anwilu przyznaje, że po piątym meczu ćwierćfinałowym wszyscy w klubie byli przygnębieni tym, co się stało. Zawodnicy długo nie opuszczali szatni, a rozczarowany Igor Milicić długo siedział na ławce trenerskiej, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało.
ZOBACZ WIDEO: Thanasis Antetokounmpo rządzi w ACB! Zobacz jak Grek fruwa nad obręczami!
- Nie tylko trener tak miał, wszyscy byliśmy rozczarowani takim wynikiem. My naprawdę chcieliśmy odnieść zwycięstwo i w półfinałach grać wszystkie mecze przed naszymi fanami. Po meczu zostaliśmy i długo, w ciszy, siedzieliśmy w szatni. Nie mogliśmy uwierzyć, że to już koniec. Dla nas to była piękna podróż, ale bez szczęśliwego zakończenia. 12 zwycięstw z rzędu na koniec rozgrywek, pierwsze miejsce w tabeli i wszystko zniszczyliśmy. Nie tak miało to wyglądać - - powiedział zawodnik.
Amerykanin zaznacza, że nie zamierza zmienić swojego zdania o kibicach Anwilu, którzy mu bardzo zaimponowali w sezonie. Zawodnik niejednokrotnie twierdził, że gra w polskiej stolicy koszykówki sprawia mu wiele radości.
- Włocławek to nie jest duże miasto, ale nasi fani sprawiali każdego dnia, że czułem się jakbym grał w ogromnej metropolii. Chcę własnie im przede wszystkim podziękować za cały sezon. Mogę śmiało powiedzieć, że to najgłośniejsza publiczność dla jakiej grałem. W Polsce i w Niemczech fani są świetni - podsumował Washington, po czym dodał - całkiem możliwe, że wrócę tu w kolejnym sezonie. Mój agent będzie w przyszłym tygodniu rozmawiał z Anwilem o wykorzystaniu opcji w moim kontrakcie. Zobaczymy co z tego wyjdzie
Przypomnijmy, że amerykański rozgrywający z Anwilem podpisał kontrakt z możliwością przedłużenia go o kolejny sezon. Nie wiadomo, czy klub zdecyduje się na taki krok, bowiem niepewna jest sytuacja Igora Milicicia.
I jaka polska stolica koszykówki(?), chłop chyba naprawdę przeżywa mocną traume, bo gada od rzeczy! Chyba że jest to przyt. redaktora.