Powtórzyła się historia z poprzedniego sezonu. Wtedy MVP wybrany został Dee Bost, rezerwowy Stelmetu BC Zielona Góra. Teraz wyczyn ten powtórzył James Florence, który w finałach rozegrał wielkie mecze, w których nie przeszkodził mu nawet uraz.
Amerykański snajper, który w trakcie sezonu miał się już żegnać ze Stelmetem BC, ostatecznie w klubie pozostał, bo wierzył w niego Artur Gronek. Florence za zaufanie odpłacił się w najlepszy możliwy sposób.
W finałach PLK był po prostu nie do zatrzymania i nie przeszkodził nawet uraz nogi, którego nabawił się przy okazji bardzo dobrego dla siebie meczu numer dwa. Zdobył wtedy 21 punktów, a jego zespół wygrał 87:66.
Jego dalszy udział w finałach stanął pod znakiem zapytania, ale pomimo bólu ten nie poddał się. To on zrobił różnicę w meczu numer 4 - wydaje się kluczowym dla całej serii. Stelmet BC wyrwał wtedy wygraną w Toruniu, a on sam trafiając 8 trójek wyrównał rekord finałów. Wcześniej takim wynikiem mogli pochwalić się Joe Crispin i Thomas Kelati.
W ostatnim pojedynku Florence nie zatrzymał się. Zaliczył 10 punktów, rozdał 6 asyst i zebrał 3 piłki mając ponownie olbrzymi udział w sukcesie zespołu.
Finałową serię zawodnik zakończył ze średnimi na poziomie 16,4 punktu, 3,2 asysty i 2,8 zbiórki. Trafił 17 trójek przy 50 procentowej skuteczności. Był prawdziwym katem z ławki.
Przypomnijmy, że w sobotę Stelmet BC pokonał po raz czwarty w finałach PLK Polski Cukier Toruń. Tym razem 88:82. Dzięki temu zielonogórzanie sięgnęli po trzecie z rzędu mistrzostwo Polski.
ZOBACZ WIDEO: Bogusław Leśnodorski został menadżerem Andrzeja Bargiela. "To jedyny człowiek na Ziemi, który może zjechać na nartach z K2"