Na półtorej minuty przed końcem reprezentacja Polski prowadziła z Finlandią różnicą dziewięciu punktów. Tylko katastrofa mogła odebrać zwycięstwo Biało-Czerwonym i ta katastrofa właśnie się wydarzyła. Seria błędów w końcówce sprawiła, że gospodarze odrobili straty i doprowadzili do dogrywki. W niej przechylili szalę wygranej na swoją stronę.
- Mieliśmy zwycięstwo na wyciągnięcie ręki. Jedna trójka, faul przy rzucie z dystansu i strata - tak zagrali Finowie, a nam nie udało się dociągnąć tej wygranej do końca. To nie jest kwestia jednego rzutu i obrony, bo prowadziliśmy dziewięcioma punktami. Za to możemy mieć do siebie wielkie pretensje - powiedział Mateusz Ponitka dla serwisu koszkadra.pl.
Katem podopiecznych Mike'a Taylora okazał się Lauri Markkanen. Środkowy zapisał na swoim koncie 27 punktów oraz 9 zbiórek, a w kluczowych momentach to on brał odpowiedzialność na swoje barki i nie zawodził.
- To utalentowany chłopak. Trafił kilka bardzo trudnych rzutów, bronionych z ręką na twarzy. Tym meczem pokazał dlaczego jest w NBA. Szkoda tego meczu, ale musimy skupić się na dwóch pozostałych i szukać w nich swojej szansy - przyznał Ponitka.
Polacy rozegrają jeszcze dwa mecze w fazie grupowej mistrzostw Europy. We wtorek zmierzą się z Francją, a dzień później z Grecją.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: bomba Michała Adamuszka. Na takie gole warto było czekać