Rezultat tej potyczki należy uznać niewątpliwie za niespodziankę, gdyż Farmaceutom w sobotni wieczór dawano niewielkie szanse na odniesienie zwycięstwa. Tym bardziej, że z ich obozu docierały niepokojące wieści o kontuzjach trójki koszykarzy. Ostatecznie jednak mimo problemów zdrowotnych Andrija Bojic, Joe Thomasson oraz Przemysław Szymański pojawili się na parkiecie, dokładając cegiełkę, do jakże cennego triumfu swojej drużyny. Po zakończeniu meczu trener Kociewskich Diabłów, Milija Bogicević, nie ukrywał dumy ze swoich podopiecznych.
- Muszę powiedzieć przede wszystkim, że nikogo z tych zawodników nie zmuszaliśmy do gry - tłumaczy Bogicević. - Wielkim pozytywem jest dla mnie to, że oni sami podjęli taką decyzję, że chcą pomóc i dać z siebie wszystko. Jestem dumny z mojej drużyny, postawy całego zespołu. My czuliśmy respekt do Stelmetu, ale się go nie baliśmy. To dało nam zwycięstwo - podkreśla Serb.
W sobotę na Kociewiu wrzało, zarówno na trybunach, jak i na parkiecie. Gospodarze niesieni dopingiem publiczności starali się narzucić faworyzowanemu rywalowi swój styl gry, czyli agresywną obronę i szybkie kontry. Udało im się to przede wszystkim w drugiej kwarcie, wygranej różnicą 14 punktów. Stelmet BC próbował niwelować straty, jednak tego dnia grał chaotycznie i nerwowo. Zielonogórzanie notowali sporo strat, do tego ich frustracja przelała się na faule niesportowe. Już po pierwszej połowie z boiska usunięty został Adam Hrycniuk za podkoszowe spięcie z Milanem Milovanovicem.
- My wcale nie graliśmy jakoś agresywnie, było czysto - komentuje Milija Bogicević boiskowe wydarzenia. - To zawodnicy Stelmetu byli jacyś zdenerwowani, nie potrafili reagować na to, jak my się ustawialiśmy. Czego oni się spodziewali? Widać było jednak potem, że im zależało, bo w końcówce rzucili wszystkie karty na stół. Uważam, że nie patrzeli nawet na to, że we wtorek mają kolejny mecz. Życzę im, aby złapali oddech i poradzili sobie w tym spotkaniu - zaznacza.
ZOBACZ WIDEO: Polka zachwyciła miliony internautów. Dziś jest bohaterką filmu "Out of Frame"/
Tak naprawdę jedynym kamyczkiem do ogródka w zespole Polpharmy Starogard Gdański może być skuteczność rzutów z obwodu. Tutaj miejscowi w dalszym ciągu mają jeszcze sporo do poprawy. Co prawda nieco lepiej zaprezentował się Ameen Tanksley, lecz w dalszym ciągu nie do końca spełnia pokładane w nim nadzieje.
- W ataku będziemy się poprawiać, skuteczność wróci - uspokaja Bogicević. - Mnie najbardziej martwią jednak straty. Dzisiaj mieliśmy ich 17. Jest to kolejny taki mecz, w którym jest ich zbyt dużo i na tym trzeba się skupić. Tanksley? Myślę, że nie będę komentował jego indywidualnego występu, bo wygrała dziś cała drużyna. Muszę jednak powiedzieć, że będę mocno zastanawiał się nad jego przyszłością. My wszyscy pomyślimy o tym, co trzeba zmienić, abyśmy grali jeszcze lepiej. Z drugiej strony nie możemy też burzyć za bardzo, bo nie dysponujemy jakimś dużym budżetem. Niekiedy zburzenie jednego elementu może mieć negatywny wpływ na cały zespół - stwierdza serbski szkoleniowiec.
Teraz przed Kociewskimi Diabłami aż dwa tygodnie przerwy w rozgrywkach. Ekipa Miliji Bogicevica kolejne spotkanie rozegra pod koniec października u siebie z MKS-em Dąbrowa Górnicza. Trenera Polpharmy zapytaliśmy więc, jak podoba mu się terminarz PLK i czy jest zadowolony z odpoczynku od rywalizacji. - Nie jestem zadowolony z tej przerwy, bo jesteśmy w dobrej formie fizycznej. Uważam, że pasowałoby nam to, aby zagrać za tydzień. Ważne będzie teraz to, aby odpowiednio ułożyć treningi i oby zawodnicy utrzymali tę dobrą dyspozycję meczową - odpowiedział.