Chavaughn Lewis to zawodnik, którego kibicom Anwilu Włocławek nie trzeba przypominać - w głównej mierze jego świetna gra sprawiła, że w ubiegłym sezonie Czarni Słupsk wyeliminowali włocławian już w pierwszej rundzie Play-off. David Dedek przed sezonem zdecydował się na stworzenie zabójczego duetu zawodników - James Washington i Chavaughn Lewis mieli być postrachem całej ligi, a były rozgrywający włocławian przyznał nawet, że z Lewisem są jak "Splash Brothers". Amerykański duet świetnie się sprawdzał do tej pory, a w meczu z Legią Warszawa Lewis pobił swój rekord punktowy w PLK, rzucając 39 punktów.
Wydawało się, że obecny lider punktowy PLK będzie chciał się przypomnieć w Hali Mistrzów i stare koszmary powrócą - nic takiego nie miało jednak miejsca. Już w pierwszej kwarcie Chavaughn Lewis nadział się dwukrotnie na blok pod koszem, co kompletnie wybiło go z rytmu. Za obronę Lewisa odpowiadali w głównej mierze Jaylin Airington i Ante Delas, obaj do Włocławka przyjeżdżali z łatką solidnych obrońców, co potwierdzili we wtorkowym spotkaniu i wyeliminowali z gry lidera Startu Lublin. Efekt? Były kat Anwilu zanotował 6 punktów (2/14 z gry), 3 zbiórki, 4 asysty i aż 6 strat, co zaowocowało zdecydowanie najgorszym meczem w tym sezonie. Start Lublin przegrał we Włocławku 80:57.
Zdecydowanie lepiej zagrał James Washington, który oklaskami został powitany przez włocławską publiczność. Filigranowy rozgrywający mecz zakończył z dorobkiem 11 punktów (3/8 z gry), ale był bezradny wobec mocnej obrony włocławian.
- Po fatalnym początku nasz zespół znalazł tę energię, z którą grał ostatnio i od razu przełożyło się to na lepszy wynik. Bardzo się cieszę, że właśnie tak zareagowaliśmy i zatrzymaliśmy szybki atak rywala m.in. Washingtona i Lewisa, a to jest ich najmocniejsza broń. W dalszej części spotkania prowadziliśmy już bardzo wysoko, ale to nie był taki łatwy mecz, jak mogło się wydawać - pochwalił po meczu swój zespół Igor Milicić.
ZOBACZ WIDEO: Serie A: piękna akcja Juventusu, Higuain rozprawił się z Milanem [ZDJĘCIA ELEVEN]
Przed wtorkowym spotkaniu dużo mówiło się o rywalizacji Lewisa i Ivana Almeidy - o wiele lepiej wyszedł z niej Kabowerdeńczyk, który w pierwszej kwarcie wziął na siebie ciężar zdobywania punktów, gdy reszta drużyny miała ogromne problemy ze stratami. Lider włocławian spotkanie zakończył ostatecznie z 18 punktami na koncie (wszystkie zdobył do przerwy), a w drugiej połowie w głównej mierze odpoczywał. Po meczu ulubieniec kibiców miał obłożoną nogę lodem.
- Póki co nie wygląda to dobrze, po jednym z wejściu na kosz Lewis wylądował na moich nogach i przycisnął do parkietu. Gdy później chciałem atakować kosz to moje łydki zaczęły powoli się poddawać i nie było sensu dalej ryzykować. Zobaczymy jak będzie, jestem dobrej myśli i po krótkim odpoczynku wszystko powinno być w porządku - skomentował to lider włocławian, którego dobry humor nie opuszczał po spotkaniu.
- Chciałem przede wszystkim zmierzyć się z najlepszym punktującym całej ligi i zobaczyć na co go stać, chciałem go zatrzymać i cieszę się, ze nasza drużyna zagrała tak dobrze w obronie. Oczywiście nie da się ukryć, że kluczem do wygranej było zatrzymanie go. Duża w tym zasługa naszych wysokich zawodników i skrzydłowych, którzy nie dali Lewisowi pograć w tym spotkaniu - dodał Almeida.