W kluczowych fragmentach meczu siódmej kolejki Polskiej Ligi Koszykówki, gdy Stelmet BC Zielona Góra odrabiał straty, sprawy w swoje ręce wzięli najbardziej doświadczeni zawodnicy mistrza kraju. Spod kosza punktował Vladimir Dragicević, rozgrywał Łukasz Koszarek, a faulowany często Przemysław Zamojski pewnie wykonywał rzuty wolne. Przyjezdni nie ukrywali, że spodziewali się trudnego starcia z Rosą Radom.
- Wiedzieliśmy przede wszystkim, że to nie będzie łatwe spotkanie. Szanujemy Rosę i wiemy, że to jest bardzo poukładany zespół. W pierwszej połowie mieliśmy bardzo słabą skuteczność z obwodu, nie było agresji i energii na takim poziomie, na jakim powinny być - podkreślił po zakończeniu zawodów Zamojski.
W początkowych dwudziestu minutach Rosa zdobyła 49 "oczek", czyli tyle, ile... przez cały mecz przeciwko Banvitowi w Lidze Mistrzów. - Myślę, że w obronie dawaliśmy się zbyt łatwo ogrywać, straciliśmy wiele punktów spod samego kosza. Rywale mieli podobną skuteczność z dystansu, ale wykańczali akcje pod koszem i to nas bolało - przyznał obwodowy.
Po zmianie stron górę wzięły większe doświadczenie i dłuższa ławka Stelmetu. - Intensywność pozwoliła nam na to, że graliśmy jeszcze agresywniej w obronie, pomagaliśmy sobie na zbiórkach, później wpadło kilka otwartych rzutów, wymuszaliśmy przewinienia, egzekwowaliśmy zagrywki nakreślone przez trenera i to nam dało pożądany efekt - zaznaczył Zamojski.
- Wygraliśmy i bardzo się z tego cieszymy, bo naprawdę było trudno, z minus 15 wrócić na wyjeździe w drugiej połowie to jest duży wyczyn i wielkie brawa dla każdego z naszych zawodników - zakończył 30-latek. Na parkiecie przebywał przez prawie 18 minut, zdobywając w tym czasie dziewięć punktów. Wykorzystał wszystkie sześć rzutów wolnych, ponadto miał pięć zbiórek.
ZOBACZ WIDEO: Sprawdzian z Urugwajem na plus. "Z latynoskimi drużynami nie gra się łatwo"
Ktoś tu meczu nie oglądał! Na punktach się gra zawodników nie kończy przecież! Zamoj, ogromne brawa za obronę! Sokołowski nie istniał.