Choć Stelmet BC nie zaprezentował się dobrze w pierwszej połowie hitowego meczu siódmej kolejki Polskiej Ligi Koszykówki z Rosą Radom, przegrywając 34:49, to po powrocie z szatni wrzucił wyższy bieg i odniósł zwycięstwo 80:72. Trzeba jednak przyznać, że większość początkowych dwudziestu minut spotkania na ławce rezerwowych przesiedział jeden z liderów zielonogórskiej drużyny, Łukasz Koszarek.
Po zmianie stron jemu oraz kolegom wiodło się już zdecydowanie lepiej. Stopniowo odrabiali straty, a w ważnych momentach rozgrywający dobrze kierował poczynaniami mistrzów kraju. Z gospodarzy wyraźnie "uszło powietrze", zaś goście wykorzystali głębię składu. - Na pewno dłuższa ławka pomaga, widać było, że chłopaki z Rosy byli zmęczeni. My w pierwszej połowie graliśmy za "miękko", rywal robił, co chciał, zdobył prawie 50 punktów, gdzie ani razu nie trafił za trzy punkty. To był bardzo słaby wynik z naszej strony. W drugiej połowie było już dużo lepiej, pomagaliśmy sobie, zagraliśmy na większej intensywności i ta głębia składu na pewno pomogła - przyznał 33-latek.
Podopieczni Artura Gronka przycisnęli w defensywie, pozwalając zdobyć radomianom zaledwie 23 punkty przez 20 minut. Sami rzucili ich dwa razy więcej. - Szczególnie w drugiej połowie pokazaliśmy siłę, co jest pozytywne. Dużo było mówienia o tych problemach na wyjazdach, ale ja mimo wszystko nie przykładałbym do tego wielkiej wagi. Wiadomo, że parę razy przegraliśmy, ale koniec końców kiedy są ważne mecze, to umiemy zagrać i je wygrywać. Ten taki był, prestiżowy, super, że walczyliśmy do końca i po słabej pierwszej połowie wróciliśmy do gry i zwyciężyliśmy - Koszarek odniósł się do bilansu 1-3 na wyjazdach, jakim przed starciem w Hali MOSiR-u legitymował się Stelmet. Dzięki wygranej w Radomiu zielonogórzanie poprawili swoją sytuację w tabeli. Obecnie znajdują się na szóstym miejscu z dorobkiem 13 punktów.
Rozgrywający przebywał na parkiecie przez blisko 21,5 minuty. W tym czasie zdobył dziewięć "oczek" przy skuteczności 3/6 z gry. Ponadto miał cztery asysty i zbiórkę. Jednym z bohaterów spotkania z Rosą był Martynas Gecevicius, który rozczarowywał w pierwszej połowie, ale potem trafił kilka ważnych rzutów, w tym trzykrotnie z dystansu. Ostatecznie uzbierał 12 punktów, o dwa mniej od najskuteczniejszego wśród gości Vladimira Dragicevicia (14).
- Mieliśmy czyste pozycje, ale mało trafialiśmy w pierwszej połowie, zanotowaliśmy chyba skuteczność 2/14 "za trzy". Mimo tych nietrafionych rzutów, musieliśmy być dalej skoncentrowani i wierzyć, że te rzuty zaczną wpadać. Rosa gra właśnie tak, że zacieśnia środek i bardzo trudno o lay-upy i wejścia pod kosz. Dlatego tym bardziej te próby z dystansu są ważne - podkreślił Koszarek.
ZOBACZ WIDEO Sprawdzian z Urugwajem na plus. "Z latynoskimi drużynami nie gra się łatwo"