Michał Fałkowski: Zacznijmy trochę nietypowo. Gdy rozmawialiśmy kilka miesięcy temu, obiecał pan, że pod koniec sezonu będzie pan wstanie odpowiadać na pytania po polsku. Więc?
Paul Miller: Mój Boże... No cóż, cały czas uczę się słówek, tym bardziej, że nasz trener mówi przede wszystkim po polsku, ale nie będę powtarzał, bo jeszcze mógłbym się pomylić. A o pisowni to już w ogóle nie mam pojęcia (śmiech). Dlatego jedyne, co mogę ci powiedzieć, to to, że nasza gra była dzisiaj po prostu... bardzo dobra (te dwa słowa Miller powiedział po polsku - przyp. M.F.).
Bardzo dobra gra zespołu i bardzo dobra gra środkowego. Czy to był najlepszy pański mecz w sezonie?
- Tak, chyba się z tym zgodzę. To był mój najlepszy mecz sezonu przede wszystkim ze względu na jego stawkę. Myślę, że to było kluczowe spotkanie, bo gdybyśmy przegrali to... uf, nawet nie chcę tego rozważać. Przed rozpoczęciem pojedynku wiedzieliśmy, że cała drużyna musi wznieść się na wyżyny możliwości, dlatego cieszę się ogromnie, że i ja dołożyłem swoją cegiełkę do sukcesu.
Jak pan myśli, dlaczego trener Pacesas wyraźnie nakazał swoim koszykarzom odpuszczać pana na dystansie?
- Rzeczywiście ich plan był taki, by właśnie zmusić mnie do rzucania z dalszych odległości. To z pewnością wiąże się z tym, że chcieli uniknąć penetracji Łukasza Koszarka czy Tommy'ego Adamsa. No i mieli nadzieję, że ja nie będę trafiał (śmiech). Faktem jest, że czułem się w tym meczu wyjątkowo pewnie. Dobrze czułem piłkę w rękach i praktycznie jak tylko wypuszczałem ją z rąk, wiedziałem, że wpadnie do kosza. Ale warto tutaj podkreślić również pracę zespołu. Moi koledzy wierzyli we mnie i często grali tak, bym to ja kończył atak. Dlatego już w pierwszej połowie miałem 20 oczek na koncie.
No właśnie. Jednak w drugiej dołożył pan tylko sześć...
- To nie ma znaczenia i z pewnością nie było to wynikiem mojego zmęczenia, a tego, że rywale skupili na mnie większą uwagę. Mimo, że punktów nie zdobywałem ja, zdobywali je inni i to jest w tej chwili najważniejsze. Ja chcę tylko pomagać swojemu zespołowi tak, jak tylko potrafię. Chcę wylewać pot na parkiecie i bić się o każdą piłkę, nie zwracając uwagi czy po czterdziestu minutach mam 0 czy 20 oczek na koncie.
Czy po takim spotkaniu można mieć w ogóle do siebie pretensje o cokolwiek, że coś mogło by pójść lepiej?
- Ja zawsze chcę grać lepiej i lepiej. Nie sądzę by gdzieś na świecie istniał jakiś koszykarz, który po meczu nie powie sobie czegoś w stylu: no tak, było dobrze, ale pewne rzeczy mogłem zrobić jeszcze lepiej. Ja jestem skoncentrowany na każdym spotkaniu tak samo, chcę grać tak dobrze, jak to tylko możliwe i wiedzieć, że potrafię pomóc zespołowi.
Nie ma w lidze wielu koszykarzy, którzy przeciwko mistrzowi Polski rozgrywają najlepsze swoje mecze w sezonie. Pan już drugi raz z rzędu aplikuje Asseco Prokomowi ponad 20 punktów...
- To wszystko jest fajne i na pewno powiem o tym mojej rodzinie, ale tak, jak już stwierdziłem - nie gram dla punktów. Gram dla Anwilu Włocławek i tylko to się liczy.
Przechodząc więc do samego spotkania. Wygraliście zbiórki 28-24. Jest pan zaskoczony? W Sopocie był to wasz największy problem.
- Nie jestem zaskoczony w ogóle. Wiem, że potrafimy grać defensywę na najwyższym poziomie, co przekłada się na zbieranie piłek pod koszem. Ważne jest jak wchodzimy w mecz. Jeśli na początku trafi się kilka rzutów, zbierze parę piłek pod swoim czy atakowanym koszem, wówczas i psychika jest inaczej nastawiona. Zaczynasz zdawać sobie po prostu sprawę, że również i Prokomowi można zbierać piłki sprzed nosa. Półfinałowe mecze to mecze walki, a my pokazujemy, że nie ma mowy o jakimkolwiek odpuszczaniu i dla naszego rywala nic nie jest łatwe.
Można powiedzieć, że wygraliście dzięki zbiórkom?
- Nie tyle co dzięki zbiórkom, co dzięki obronie ogólnie. Oni naprawdę mieli problemy z naszą defensywą i nie trafiali wielu rzutów, a my tym razem byliśmy uważni i nie pozwalaliśmy im ponawiać akcji. To zadecydowało o wyniku.
Czy przed poniedziałkowym spotkaniem będziecie chcieli coś zmienić, czy wszystko funkcjonuje sprawnie?
- Jeśli tylko zagramy tak, jak dziś, wszystko będzie dobrze. Nie ma sensu zmieniać czegokolwiek, zresztą nie ma nawet na to czasu.