W czwartej kwarcie sytuacja zgorzelczan nie wyglądał najlepiej, ale w samej końcówce koszykarze PGE Turowa zdołali wrócić z dalekiej podróży, doprowadzając do dogrywki.
Ostatecznie do rozstrzygnięcia tego starcia potrzebne były aż trzy. - Jestem niesamowicie dumny z wysiłku całego zespołu, bo tutaj cała drużyna zapracowała na ten sukces - komplementował swoich podopiecznych trener Michael Claxton.
- Na początku zamulaliśmy, ale potem doszła agresja i wróciliśmy w czwartej kwarcie. Pokazaliśmy, że naprawdę jesteśmy drużyną - dodał Bartosz Bochno, kapitan PGE Turowa.
W ważnych momentach nie zawiedli liderzy. Cameron Ayers znowu był wielki (29 punktów, 8 zbiórek i 8 asyst). To on doprowadził do remisu na finiszu regulaminowego czasu gry. Roderick Camphor dołożył 20 "oczek" i 9 zbiórek, a Bradley Waldow kolejne solidne double-double. Ten ostatni spędził na parkiecie ponad 49 minut (najwięcej w drużynie), gdyż Claxton całkowicie zrezygnował z gry Karolisem Petrukonisem.
Zgorzelczanie wygrali ostatecznie różnicą 12 "oczek", a to też nie jest bez znaczenia. W Lublinie bowiem TBV Start triumfował 91:83. - Wygraliśmy przewagą ponad 8 punktów, co też cieszy i jest ważne na koniec sezonu - mówi Bochno.
Swój niemały wkład w taki obrót spraw miał też Jakub Patoka, który m.in. wykorzystał 4 z 5 rzutów zza łuku. Zawodnik borykał się z problemami. - Na treningu spięło mi plecy. Próbowaliśmy to rozluźnić, ale ból pozostał. Nie pomagały nawet leki - mówi zawodnik. - Na meczu to czułem, ale starałem się o tym nie myśleć. Była adrenalina i robiłem co miałem. Cieszę się, że wytrzymaliśmy te trzy dogrywki, bo naprawdę było bardzo ciężko.
PGE Turów śmiało można nazwać jedną z rewelacji rozgrywek Energa Basket Ligi. Aktualnie przygraniczny team legitymuje się bilansem 11 zwycięstw i 6 porażek, co daje mu piąte miejsce w ligowej tabeli.
ZOBACZ WIDEO "Damy z siebie wszystko" #9. Łukasz Wachowski: W pół roku nikt takiej roboty nie wykonał