Anwil Włocławek rozpoczął to spotkanie od identycznego prowadzenia jak w meczu numer cztery na własnym parkiecie, czyli 8:0. Wszystko za sprawą prostych i sprawdzonych, a przede wszystkim skutecznych akcji, które wszyscy dokładnie znają. Tommy Adams i Łukasz Koszarek dobrze wykorzystywali pick and rolle, a do tego skuteczność włocławian również była na wysokim poziomie. - Gdybyśmy rzucali tak skutecznie jak na początku meczu, to do przerwy mielibyśmy już 90 punktów - nieco żartobliwie skomentował kapitan Anwilu, Andrzej Pluta.
Włocławianie prowadzili, ale gospodarze powrócili do gry. Rewelacyjne zawody grał David Logan, który już do przerwy miał więcej punktów na swoim koncie, niż w całych spotkaniach we Włocławku. Po stronie Anwilu świetną partię rozgrywali wspomnieni niscy Adams i Koszarek. Ten pierwszy był skuteczny zarówno z obwodu, jak i spod kosza, natomiast reprezentacyjny rozgrywający wymuszał sporo fauli i z zimną krwią wykorzystywał rzuty wolne (8/8 do przerwy).
Co ciekawe, Anwil w pierwszej kwarcie tego meczu miał na swoim koncie zaledwie dwa faule, natomiast w drugich dziesięciu minutach już osiem. Wszystko za sprawą Logana, który albo w swoim stylu punktował spod kosza po długich przetrzymaniach w powietrzu, albo wymuszał faule. Niestety dla gospodarzy, trener Tomas Pacesas nie mógł korzystać ze swojego najlepszego zawodnika tej serii - Qyntela Woodsa, który nabawił się urazu. - Woods nie brał udziału w treningach już dzień przed meczem, a powodem jego absencji są bóle w plecach, które odczuwa zawodnik - tłumaczył swojego koszykarza Tomas Pacesas.
Asseco Prokom gonił włocławian, ale gdy tylko zbliżał się na odległość jednego punktu, to Anwil ponownie odskakiwał. Do momentu, aż na cztery minuty przed końcem trzeciej kwarty świetnym wejściem popisał się ponownie Logan i sopocianie prowadzili 48:47. Od tej chwili trwała zażarta walka kosza za kosz obu ekip i prowadzenie zmieniało się niemal z każdą akcją.
Niepokojące dla Anwilu było to, że z kwarty na kwartę zdobywał coraz mniej punktów, a dodatkowo pod koniec trzeciej części gry swój czwarty faul popełnił Łukasz Koszarek, najlepszy zawodnik gości w tym meczu. To spowodowało, że trener Igor Griszczuk musiał rozpocząć decydujące 10 minut bez swojego rozgrywającego. Vis a vis Koszarka - Daniel Ewing rozpoczął natomiast czwartą odsłonę od mocnego uderzenia, trafiając pięć punktów z rzędu i wyprowadzając swój zespół na prowadzenie 64:57.
To nie był jednak koniec odwetu sopocian. Do punktującego Logana dołączyli także inni – Burrell, Zamojski i Ewing. Dobra gra tych zawodników pozwoliła wyjść gospodarzom na prowadzenie różnicą 12 punktów (71:59). Drużyna Tomasa Pacesasa na tym nie spoczywała. Powiększała swoją przewagę, a jedyną jaskółką w ekipie Anwilu był Koszarek, który wymuszał faule i skutecznie egzekwował rzuty osobiste. Na cztery minuty przed końcem było 79:65 dla sopocian.
Goście nie zdołali już zmniejszyć tych strat, ponieważ sopocianie byli na fali i powiększali swoją przewagę, która w pewnym momencie wynosiła już 15 punktów (85:70). To był ostateczny cios, po którym Anwil już się nie podniósł i ostatecznie przegrał piąty mecz tego półfinału 79:90. - W drugiej połowie trochę za dużo rzucaliśmy z dystansu. Poza tym nie byliśmy tym zespołem, który wygrywał we Włocławku, tzn. współpraca naszych zawodników nie funkcjonowała tak, jak należy. Na tak dobrze dysponowany Asseco Prokom tego dnia to było za mało - mówił po meczu drugi szkoleniowiec Anwilu, Krzysztof Szablowski.
Stan rywalizacji: 3-2 dla Asseco Prokomu.
Asseco Prokom Sopot - Anwil Włocławek 90:79 (16:24, 23:17, 20:16, 31:22)
Asseco Prokom: Logan 33, Ewing 21, Burrell 11, Dylewicz 10, Brazelton 7, Zamojski 6, Burke 2, Łapeta 0, Hrycaniuk 0.
Anwil: Koszarek 28, Miller 19, Adams 17, Brkić 11, Pluta 4, Boylan 0, Wołoszyn 0, Gabiński 0.