Dla sympatyków obydwu ekip, pojedynek z odwiecznym rywalem, to coś więcej niż tylko mecz. Tu liczy się honor, wielka chęć zwycięstwa, i udowodnienia, kto jest lepszy w starciu greckich gigantów, czyli w ogólnym pojęciu - kto będzie wiódł prym w kraju. Jeśli stawką jest finał prestiżowej Euroligi, nie może być inaczej. Okrzyków kibiców w pobliżu berlińskiego obiektu o2 World, przekonujące do tego, który klub jest lepszy, i do kogo należy koszykarska władza w Grecji, nie było końca. Głośne animozje przeniosły się później do środka, a usłyszeć je było można już w trakcie rozgrywania pierwszego z piątkowych półfinałów pomiędzy Regal FC Barceloną, a CSKA Moskwa.
Sam mecz dobrze ułożył się dla Panathinaikosu. Obwodowi "Zielonych Koniczynek" często posyłali piłki pod kosz do Nikoli Pekovica, co okazało się dobrym sposobem na rywala, i tym samym uzyskanie kilkupunktowej przewagi. Na niezłej skuteczności grał również Vassilis Spanoulis. Wraz z Pekovicem w pierwszej połowie zdobyli aż 28 z 43 punktów drużyny. W ekipie trenera Panagiotisa Giannakisa świetnie spisywał się z kolei znany polskim kibicom z występów w Śląsku Wrocław Lynn Greer. 30-letni rozgrywający, która ma sobą także grę w Milwaukee Bucks w pierwszych dwudziestu minutach rzucił dla swojego zespołu 15 "oczek", myląc się przy tym tylko raz zza łuku. Po odrobieniu w drugiej kwarcie przez Olympiakos strat z pierwszych minut, wynik był bliski remisu. A nieznaczne, bo zaledwie dwupunktowe prowadzenie Panathinaikosu (43:41) przed drugą połową, oznaczać mogło tylko jedno - emocje w dalszej części.
Wyczyn koszykarza CSKA Ramunasa Siskauskasa z pierwszego półfinału, kiedy to w pewnym momencie na 17 punktów zdobytych przez rosyjską ekipę, aż 15 z nich było jego autorstwa, najwyraźniej tak spodobał się Nikoli Vujcicowi, że i ten postanowił spróbować czegoś podobnego. Jego "skromne" 9 z 11 "oczek" zespołu na początku trzeciej odsłony nie były co prawda zdobyte w tak efektowny sposób, jak uczynił to Litwin, ale na wielkie uznanie na pewno zasługuje. Wyprowadziło to przecież Olympiakos na prowadzenie 54:50. Efektowne zagrania mieliśmy za to kilka minut później, kiedy na niesamowity wsad Josha Childressa, tym samym w kolejnej akcji odpowiedział Mike Batiste z Panathinaikosu.
Również w ostatnich dziesięciu minutach żadna z ekip nie potrafiła wypracować sobie większej przewagi, a jeśli już miała na to ochotę, niemalże natychmiast takie zapędy zostały przystopowywane celnymi „trójkami” przeciwnika. Zwycięstwo Panathinaikosowi, po wcześniejszej wymianie ciosów, zapewnił na pół minuty przed końcem celnym rzutem Pekovic. W kolejnej akcji, po spudłowanym rzucie Olympiakosu ważną zbiórkę w obronie zaliczył Sarunas Jasikevicius, jednak i wtedy, tym razem zespół z Aten nie trafił. Podopieczni trenera Giannakisa mieli jeszcze szansę na doprowadzenie do dogrywki, jednak ich rzut cztery sekundy przed końcem był niecelny.
Panathinaikos Ateny - Olympiakos Pireus 84:82 (27:21, 16:20, 23:22, 18:19)
Panathinaikos: Nikola Pekovic 20, Mike Batiste 19, Vassilis Spanoulis 18, Sarunas Jasikevicius 18, Antonis Fotsis 5, Stratos Perperoglou 4, Dusan Kecman 0, Drew Nicholas 0, Kostas Tsartsaris 0, Dimitris Diamantidis 0.
Olympiakos: Lynn Greer 18, Nikola Vujcic 14, Josh Childress 11, Ioannis Bouroussis 10, Theo Papaloukas 9, Georgios Printezis 9, Yotam Halperin 4, Zoran Erceg 4, Milos Teodosic 3, Ian Vougiouskas 0, Jannero Pargo 0.