Bydgoszczanki okazały się ciekawą mieszanką polskiej szkoły basketu i odpowiednio dobranych koszykarek zagranicznych. Justyna Żurowska-Cegielska, Elżbieta Międzik czy właśnie Agnieszka Szott-Hejmej tworzyły niejako kręgosłup kolektywu. Nie bez znaczenia jest fakt, że doskonale zna je trener Tomasz Herkt, co ułatwiało realizację założeń taktycznych. Do tego dochodziły solidna podkoszowa, DeNesha Stallworth, niezwykle szybka i wszechstronna obwodowa Jennifer O'Neill, posiadająca polski paszport Julie McBride, serbska środkowa, Dragana Stankovic znakomicie pasująca do całej układanki, a także szereg krajowych zawodniczej tzw. szerokiej rotacji.
Wystarczyło to, by po rundzie zasadniczej Energa Basket Ligi Kobiet zajmować fotel lidera z 20 zwycięstwami i zaledwie 4 porażkami na koncie, w rozgrywkach EuroCup dwukrotnie pokonać uznane marki jak Spartak Moskwa bądź DVTK Miskolc, a ponadto wywalczyć Puchar Polski w bardzo efektownym stylu. Czego chcieć więcej? -Stworzyliśmy naprawdę interesujący zespół. Każda z nas miała lepsze i gorsze momenty, lecz byłyśmy zgrane ze sobą. Pomagałyśmy sobie. Chyba to stanowi największą wartość. Pracowałyśmy bez żadnych ulg. Starałyśmy się wykonywać polecenia szkoleniowca najlepiej jak potrafiłyśmy. No ok, z różnym skutkiem. Jednak starania sięgały wysoko. Serca i ambicji odmówić nam nie można było - opowiada Szott Hejmej.
Po chwili zdradza kulisy panujących zasad, co wydaje się odgrywać niebagatelną rolę w funkcjonowaniu teamu. - Tak naprawdę tutaj liczą się wszyscy, nie jednostka. Trener Herkt na początku zaznacza, że wszystkie zawodniczki mają pewną misję do spełnienia, niezależnie od kolejności wejścia na parkiet albo dotychczasowych osiągnięć. Czasem grało się 5 minut, innym razem 20 minut, ale sztab szkoleniowy budował w nas poczucie przynależności.
Ostatni sezon był przełomowy pod względem łącznej liczby polskich klubów rywalizujących w międzynarodowych zmaganiach. Przykład Artego i innych uczestników dowodzi, że można pogodzić pojedynki na kilku frontach, co oczywiście zwiększa atrakcyjność widowisk. - Uważam, iż to bardzo dobry kierunek. Wszyscy zdobywają cenne doświadczenie. W różnych państwach są inne style gry. Istnieje szansa podpatrzenia czegoś, skonfrontowania własnych umiejętności. Dowiadujemy się nad czym należy jeszcze pracować.
ZOBACZ WIDEO Ekspert wróży Kubicy błyskawiczny powrót. "Jego wyniki są niewiarygodne!"
Szott-Hejmej ma prawo mówić o udanych minionych miesiącach nie tylko ze względu na rezultaty uzyskiwane przez team. Sama zaprezentowała imponującą formę, co dotyczy zwłaszcza okresu play off, gdzie Artego w ćwierćfinale i półfinale rzutem na taśmę zwyciężało 3-2, dostając się w ten sposób do samego finału. Wielokrotna reprezentantka Polski lekko poruszała się po boisku, podejmowała odważne decyzje rzutowe, a obycie w sportowym świecie pomagało w najważniejszych momentach.
Mierząca 186 cm skrzydłowa została prawdziwym jokerem w talii coacha, wspierając koleżanki podczas wspinaczki na sam wierzchołek ekstraklasy. Tam, co prawda lepiej wypadło CCC Polkowice zgarniając tytuł mistrzowski, niemniej ekipa znad Brdy nie ma się czego wstydzić. - Super, że jeszcze w Polsce jest ktoś kto docenia doświadczenie. Zazwyczaj słyszy się, że przyszła "stara baba" i chce zarabiać. Nie ujmuję młodszym, bo mamy sporo utalentowanych osób, o których mnóstwo razy usłyszymy jeżeli chodzi o basket. Zasługują na swoją szansę, tyle że jest też miejsce na większe doświadczenie. Trener Herkt potrafił to dostrzec i wykorzystać w odpowiednim momencie. Play off jest specyficzną serią spotkań, kiedy się nie oszczędza tylko daje z siebie wszystko. Mnie przypadła taka rola, że miałam wejść z ławki, dać pozytywną energię i zostawić serducho. Pobudzić w ten sposób partnerki do walki, zmobilizować. Najważniejsze, że po 10 ciężkich bojach w ćwierćfinale i półfinale została uzyskana promocja do samego finału, bo tak naprawdę istniało prawdopodobieństwo odpadnięcia w starciach z Basketem 90 Gdynia i Ślęzą Wrocław - kończy.