Houston Rockets, niezwykle zmotywowani po porażce w meczu otwarcia, tym razem dali prawdziwy pokaz koszykówki. Zdominowali Golden State Warriors od pierwszych minut spotkania, do przerwy było 64:50, a następnie także chociażby 89:72. Podopieczni Mike'a D'Antoniego przez całe spotkanie kontrolowali to, co dzieje się na parkiecie i ostatecznie zasłużenie pokonali aktualnych mistrzów NBA 127:105. W finale Konferencji Zachodniej mamy remis!
Teksańczycy grali przede wszystkim bardzo drużynowo, piłka krążyła po obwodzie, zaaplikowali 16 rzutów za trzy, przy dziewięciu trójkach rywali. Piątka ich zawodników zdobyła 16 lub więcej punktów. James Harden i Eric Gordon mieli po 27 "oczek". - Możemy pokonać każdego, w dowolnym miejscu i czasie, kiedy gramy, tak jak tego wieczoru - mówi trener D'Antoni.
Brodacz był 3 na 15 zza linii 7 metrów i 24 centymetrów, ale uzbierał też 10 asyst. Tym razem jego słabsza skuteczność odbiła się bez echa. Gorzej, niż w pierwszym meczu rywalizacji zaprezentował się też Chris Paul, ale z pomocą przyszli Trevor Ariza oraz P.J. Tucker. Ten pierwszy dorzucił do dorobku drużyny 19 punktów, a Tucker wykorzystał 5 na 6 oddanych rzutów za trzy i miał finalnie świetne 22 "oczka".
U Golden State Warriors, co może martwić sympatyków drużyny z Oakland, na poziomie zaprezentował się tylko Kevin Durant. Skrzydłowy, który zdominował wydarzenia w pierwszym meczu Finału Zachodu, znów stwarzał problemy obronie Teksańczyków. KD rzucił aż 38 punktów, choć kiedy przebywał na parkiecie, zespół był -28. Stephen Curry zapisał przy swoim nazwisku 17 "oczek" (7/19 z gry, 1/8 za trzy), siedem zbiórek i siedem asyst. Nikt inny nie przekroczył bariery dziesięciu zdobytych punktów. Klay Thompson miał ich zaledwie osiem, a Draymond Green sześć.
- Nigdy nie martwiłem się o swoją ofensywę, w tym wszystkim chodzi o obronę. Jeśli będziemy w stanie zatrzymywać ich akcje, to zmieni przebieg meczu - mówi P.J. Tucker, który zaliczył rekordowe dla siebie w play offach 22 punkty. Houston Rockets, skreślani po pierwszym spotkaniu, udowodnili, iż to cały czas może być świetna seria. Przed nimi dwa pojedynki na terenie przeciwników.
- Byli bardziej skoncentrowani i trafiali wielkie rzuty. Pierwsza kwarta była najważniejszą częścią spotkania, Eric Gordon trafił wtedy dwie ważne trójki. Te próby zrobiły różnicę - opowiada Kevin Durant o sytuacji, kiedy Rockets ze stanu 13:16, objęli prowadzenie 21:18. Gospodarze później mieli też 26:18. - Zacząłem od straty i faulu, biorę odpowiedzialność za początek tego meczu, a to był kluczowy moment - dodaje MVP z 2014 roku.
- Byli bardziej zdesperowani i grali właśnie w taki sposób, że było to widać. My nie mieliśmy noża na gardle i też było można to dostrzec - dodaje trener mistrzów NBA, Steve Kerr. Teraz rywalizacja przenosi się do Oakland, trzecie spotkanie serii odbędzie się w nocy niedzieli na poniedziałek o godzinie 2:00 czasu polskiego.
Houston Rockets - Golden State Warriors 127:105 (26:21, 38:29, 31:29, 32:26)
Gordon 27, Harden 27, Tucker 22, Ariza 19 - Durant 38, Curry 16)
Stan rywalizacji: 1-1
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: niesamowite sceny w szatni Realu. Syn Marcelo skradł show!