Sezon w NBA jeszcze się nie rozpoczął, a Robert Williams, wybrany przez Boston Celtics z 27. numerem w tegorocznym drafcie, na razie dał się poznań, jako ktoś, na kim nie można polegać. Zawiódł dwa razy. Dzień po naborze klub planował przeprowadzić wideokonferencję, ze swoim młodym zawodnikiem. 20-latek zaspał i nic z tego nie wyszło. Pierwszoroczniak wówczas nie wyciągnął z tej sytuacji odpowiedniej lekcji.
Williams następnie spóźnił się na lot i w efekcie opuścił pierwszy trening drużyny przed Ligą Letnią, która rozpoczynała się 6 lipca. - Spodziewaliśmy się, że on tu będzie, ale niestety przegapił swój samolot. Myślę, że wszyscy są rozczarowani. Chcesz rozpocząć wszystko właściwe od samego początku, ale poradzimy sobie z tym razem i zrobimy krok naprzód - mówił wtedy asystent Brada Stevensa, trener Jay Larranaga, który prowadził Boston Celtics w Lidze Letniej w Las Vegas.
To właśnie obawa o etykę pracy spowodowała, iż Robert Williams, pomimo sporych możliwości został wybrany z dopiero 27. numerem. Teraz wszystko ma się zmienić, mierzący 208 centymetrów wzrostu skrzydłowy chce odbudować swoją reputację i zapracować na uznanie. Przed nim daleka droga, zobaczymy, czy w sezonie zasadniczym tak przekona trenera Brada Stevensa, że ten wypuści go na parkiet w meczu ligowym.
ZOBACZ WIDEO Już nie "aniołki" a "Grażynki" Matusińskiego. Iga Baumgart-Witan: Pobiegłam dzięki euforii
Robert Williams wynajął nawet mieszkanie, które znajduje się zaledwie dwie minuty od centrum treningowego Boston Celtics. Spacerem! Budynek mieści się dosłownie obok sali treningowej, nie ma więc możliwości, aby 20-latek spóźnił się na zajęcia. Gracz musi teraz świecić przykładem.
- Przegapienie samolotu nie pomogło. Rozmawiałem z trenerem Bradem Stevensem, kiedy wróciłem do Bostonu, a on tłumaczył mi o mojej życiowej szansie. Nie mogę pozwalać sobie na takie uchybienia. Zdecydowanie czas na pobudkę - przyznał szczerze Robert Williams.