Drużyna Rosy Radom przegrała po raz drugi w sezonie 2018/2019 Energa Basket Ligi. Po zeszłotygodniowej porażce w Ostrowie Wielkopolskim, tym razem podopieczni Roberta Witki ulegli u siebie Arce Gdynia 77:94. O wyniku spotkania przesądziła przede wszystkim pierwsza kwarta, zakończona rezultatem 11:31.
- Źle zaczęliśmy ten mecz i o to mam pretensje do zespołu, bo chyba nie do końca był świadomy przeciwko komu grał. To nie była taka walka, jaką zapowiadałem, i o jaką staram się na treningach. Nie wiem, czemu tak było - zastanawiał się trener gospodarzy. - Dopiero po jakimś czasie dobrze zareagowaliśmy, ale byliśmy już bardzo daleko z wynikiem za graczami z Gdyni. Ostatnie 25 minut było w porządku, widziałem, że zespół bardzo się starał i robił wszystko, aby wygrać ten mecz - kontynuował Witka.
- Nie ma co się zagłębiać w statystyki, ale wszyscy widzieli, że zostaliśmy zmiażdżeni na tablicach. To jest po części zrozumiałe, bo Arka ma bardzo wysoki skład i mieliśmy problemy ze zbiórkami znad obręczy, gdzie nawet przy naszym niezłym zastawianiu przeciwnicy zbierali te piłki znad głowy i ponawiali akcje. Pokazali, że są klasowym zespołem. To jest ścisła czołówka, a dla mnie są najlepszym zespołem w lidze - podkreślił trener.
Goście zebrali aż 45 piłek, w tym 15 w ataku. Po cztery zbiórki w ofensywie zanotowali najwyżsi w szeregach Arki - Robert Upshaw i Adam Łapeta. Radomska drużyna natomiast zgarnęła 28 piłek, w tym 5 z tablicy rywala.
- Znowu zaczęliśmy mecz źle, później "goniliśmy" wynik, ale jeśli graliśmy punkt za punkt lub odrabialiśmy kilka z rzędu, to ta przewaga z pierwszej kwarty pozostawała. Z tak dobrym zespołem musimy grać mądrzej i na pewno dużo lepiej niż tym razem, jeśli chcemy nawiązać wyrównaną walkę - zaznaczył z kolei Marcin Piechowicz, autor siedmiu "oczek".
ZOBACZ WIDEO Nieudana wyprawa Unicaji do Madrytu