Filip Dylewicz: Słowa uznania dla trenera Frasunkiewicza. Gra cieszy oko i odnosimy zwycięstwa

Materiały prasowe / Mariusz Mazurczak/Asseco Arka Gdynia / Na zdjęciu: Filip Dylewicz
Materiały prasowe / Mariusz Mazurczak/Asseco Arka Gdynia / Na zdjęciu: Filip Dylewicz

Koszykarze Arki Gdynia pokonując Kinga Szczecin (105:94) odnieśli szóste zwycięstwo z rzędu. Doświadczony Filip Dylewicz chwali trenera Przemysława Frasunkiewicza, który poukładał zespół z wieloma graczami o bardzo dużym potencjale.

- Nasz skład jest tak zbilansowany, że każdy czuje się ważnym ogniwem w tej całej układance i daje z siebie 100 proc. Słowa uznania dla trenera Frasunkiewicza. Okiełznać chęci i potencjał 12 zawodników jest bardzo trudno. Przede wszystkim fajne jest to, że nasz styl wygląda bardzo dobrze. Gra cieszy oko i odnosimy zwycięstwa - mówi skrzydłowy Arki Gdynia.

Jego zespół zachwycił w piątek szczególnie w ofensywie. Wygrał 105:94, a różnicę zrobiło 21 trafień trzypunktowych przy 39 oddanych rzutach. King Szczecin także miał wysoką skuteczność w tym elemencie, ale rzucał tylko 19 razy i trafił ośmiokrotnie. - Wbrew temu, co pokazuje wynik, była bardzo dobra obrona z obu stron. Trafiliśmy na znakomitą skuteczność szczególnie w rzutach za trzy punkty. Dlatego tak spektakularnie to wyglądało dla publiczności. Cieszę się, że nie tylko drużyna gospodarzy trafiała, ale również my, dlatego udało nam się zbudować przewagę, którą kontrolowaliśmy. Fajny mecz do oglądania. Bardzo ważne zwycięstwo naszej drużyny i z optymizmem patrzymy dalej - dodaje koszykarz, który w 20,5 minuty zdobył 10 punktów i miał cztery zbiórki.

Oczywiście, jak wszyscy jest on pod wrażeniem Jamesa Florence’a, który rzucił 35 punktów (10/15 za trzy). Ten wynik mógł być jeszcze bardziej efektowny, bo na koniec drugiej kwarty Amerykanin trafił spod własnego kosza. Po analizie sędziowie nie zaliczyli jednak punktów, bo był to rzut oddany po syrenie kończącej kwartę. - Kolejne naprawdę bardzo dobre spotkanie Jamesa. Jest w niesamowitej formie. Trafia w każdym meczu regularnie po sześć, siedem "trójek". Dzisiaj 11 jeżeli doliczyć niesamowity rzut z całego boiska. Cieszę się, że jest z nami w drużynie i jest częścią układanki, która gra bardzo dobrze nie tylko w obronie, ale również w ataku. Cieszę się, że jestem w takiej drużynie - przyznaje Filip Dylewicz.

Najbliższym przeciwnikiem Arki Gdynia będzie Trefl Sopot, w którym doświadczony skrzydłowy występował przez wiele lat. Czy dla Filipa Dylewicza będzie to szczególny pojedynek? - Chcę zagrać jak najlepiej dla mojej drużyny i mam nadzieję, że to się przełoży na dobry wynik. Nie jest dla mnie bardzo ważne, z jakim rywalem się zmierzymy, chociaż na pewno w podświadomości wszystkie lata, które spędziłem w Sopocie dodatkowo mnie zmotywują, ale mam nadzieję, że w pozytywny sposób i, że się nie spalę - komentuje nasz rozmówca.

ZOBACZ WIDEO Kto sportowcem roku w Polsce? "Stoch zrobił tyle, że więcej się nie da. A może nie wygrać"

Niezwykły na pewno będzie termin tego meczu (1 stycznia o godz. 18:00). Możliwe, że Trefl i Arka zapoczątkują nową tradycję Energa Basket Ligi. W ostatnich latach stałym punktem kalendarza zostały mecze świąteczne. W 2019 roku zadebiutuje spotkanie noworoczne. - Przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że w sezonie nie ma kiedy świętować. Będzie to dla nas kolejny powszedni dzień. Chcemy przywitać nowy rok zwycięstwem. Szczególnie, że będą to derby Trójmiasta, które rządzą Się własnymi prawami. Musimy podejść bardzo skoncentrowani do tego spotkania. Trefl po przebudowie składu będzie chciał udowodnić, że może nawiązać z nami walkę, a przede wszystkim potrzebuje zwycięstw, które odbiją ich od dna - ocenia Filip Dylewicz.

Źródło artykułu: