Trefl doczekał się wyjazdowego zwycięstwa. Dziurawa obrona Kinga

Newspix / Wojciech Figurski / Na zdjęciu: Paweł Leończyk
Newspix / Wojciech Figurski / Na zdjęciu: Paweł Leończyk

- Nasza gra nie wygląda tak, jak byśmy chcieli, ale najważniejsze, że wygraliśmy - mówi kapitan Trefla Sopot, Paweł Leończyk. Jego zespół odniósł w sobotę dopiero drugie wyjazdowe zwycięstwo w sezonie.

Ekipa z Trójmiasta pokonała Kinga Szczecin 104:94. Wcześniej na wyjeździe zdołała ograć tylko Spójnię Stargard (82:76). - Jesteśmy szczęśliwi, że w końcu wygraliśmy. Długo czekaliśmy na wyjazdowe zwycięstwo. Przyjechaliśmy na trudny teren do szczecina i udało się - podkreśla Paweł Leończyk.

Trefl Sopot z bilansem 3-11 jest w gronie drużyn walczących o utrzymanie. Pod względem liczby zwycięstw dogonił AZS Koszalin i Spójnię. Przed sezonem nikt nie spodziewał się tak fatalnych rezultatów. - Taki jest sport. Dużo rzeczy na to się złożyło. Były kontuzje. Później, gdy zaczęliśmy przegrywać, ciężko było nam się pozbierać. Trudno było poprawić grę - tłumaczy podkoszowy. - Mam nadzieję, że to jest sygnał, że w końcu coś się ruszyło - dodaje nasz rozmówca.

Sopocianie wygrali dwa z czterech ostatnich spotkań. Z Kingiem oraz z TBV Startem Lublin tracili oni przewagę, ale potrafili w końcówce odzyskać prowadzenie. Wcześniej takiej reakcji brakowało. - Chciałbym pogratulować moim graczom. Oni potrzebują zwycięstw. To jest pierwsza rzecz, która motywuje i daje drużynie więcej pewności siebie. Jestem bardzo szczęśliwy, że wygraliśmy ten niełatwy mecz - ocenia trener Jukka Toijala.

Trefl zdominował Kinga pod tablicami, czego efektem było aż 21 zbiórek w ataku. Sporo jakości w grę gości wnieśli również rezerwowi. To nie tylko Sasa Zagorac i Łukasz Kolenda, ale również Damian Jeszke. - Wiedzieliśmy, że jest to bardzo fizyczna drużyna. Przede wszystkim wygraliśmy zbiórkę 41:29. To moim zdaniem było kluczowe do zwycięstwa. Popełniliśmy tylko osiem strat, czyli bardzo mało - analizuje Damian Jeszke, który w 15 minut zdobył 13 punktów trafiając 5/6 prób z gry.

ZOBACZ WIDEO Puchar Anglii: Southampton remisuje z Derby. Bednarek na ławce [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Szczeciński zespół doznał ósmej porażki w sezonie i stracił szansę na awans do Pucharu Polski. Z taką grą może mieć nawet problem żeby zakwalifikować się do play-offów. Tym bardziej, że u siebie przegrał już po raz czwarty, a do Netto Areny przyjedzie jeszcze kilka mocniejszych ekip. - Trefl grał bardzo twardo. Nie mogliśmy sobie z tym poradzić od początku. To była rzecz, która robiła różnicę przez cały mecz. Bardzo ciężko wygrać, kiedy drużyna przeciwna dominuje w ten sposób na tablicach. We wszystkich momentach, kiedy łapaliśmy wiatr w żagle brakowało nam niewiele żeby wybronić akcję. Kiedy nam się to udawało bardzo często kończyło się to ofensywną zbiórką Trefla. Szkoda tego meczu. Wiedzieliśmy, co musimy zrobić i czego uniknąć żeby wygrać natomiast przez bardzo długie fragmenty nie byliśmy w stanie tego zrealizować - przyznaje trener Kinga Szczecin, Łukasz Biela.

Wilki Morskie fatalnie spisują się w defensywie. Z Treflem straciły 104, z Arką Gdynia 105, a z Polpharmą Starogard Gdański 101 punktów. W kilku innych meczach było blisko "setki" na co uwagę zwraca Jakub Schenk. - Wygraliśmy trzecią kwartę różnicą 12 punktów. Nic nie stało na przeszkodzie żeby to kontynuować. Potrafiliśmy czwartą kwartę przegrać 16 punktami. Nie jestem w stanie wytłumaczyć tego, co się stało. Zaczynając ode mnie każdy musi brać większą odpowiedzialność w obronie, bo kolejna drużyna przyjeżdża i czuje się, jak u siebie na Sali. Kolejny raz dostajemy ponad "setkę". Co z tego, że mamy w miarę dobry atak, jak zespoły nas przerzucają, bo nie myślimy, robimy dziecinne błędy - mówi rozgrywający.

Źródło artykułu: