[b]
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Jak pan ocenia swoje występy w EuroCupie?[/b]
Marcel Ponitka, koszykarz Arki Gdynia: Mimo że byłem debiutantem w tych rozgrywkach, to myślę, że pokazałem się z całkiem dobrej strony. Wiadomo, że statystyki zawsze mogą być lepsze, ale jak na starcie z tak mocnymi rywalami, to uważam, że był to dobry początek z europejskimi pucharami.
Co Marcel Ponitka pokazał Europie?
Myślę, że to pytanie nie powinno być adresowane do mnie.
Jeden element bardzo mi się rzucił w oczy: wszechstronność. Statystyki to potwierdzają: 7,9 punktu, 4,3 asyst i 3,7 zbiórki na mecz.
Zgodzę się z tym. W obronie pokazałem się z dobrej strony na tle mocnych fizycznie rywali, z kolei w ataku udowodniłem, że poprzez agresywną grę mogę zdobywać punkty oraz asysty. Trzeba zdać sobie sprawę, że występy w EuroCupie znacząco różnią się od tego, co mamy na co dzień w PLK. Tutaj masz o wiele więcej czasu na podjęcie decyzji, wykreowanie kolegów czy oddanie rzutu.
EuroCup nie wybacza błędów?
Dobre określenie. To po Eurolidze drugie najlepsze rozgrywki na Starym Kontynencie. Nie chcę mówić, że to zupełnie inny świat, bo my pokazaliśmy, że możemy grać i walczyć z mocnymi drużynami z Turcji, Francji, Niemiec czy Rosji.
ZOBACZ WIDEO: To był najgroźniejszy wypadek Małysza. "Życie przeleciało nam przed oczami"
Zobacz także: Energa Basket Liga. Fascynujący wyścig po tytuł MVP sezonu. W grze duże nazwiska
Który z rywali zrobił na panu największe wrażenie?
Było ich kilku. Martin Hermannsson, Dorell Wright, Jacob Pullen, Justin Cobbs i Diante Maurice Garrett. Dopiero grając przeciwko nim przekonałem się, jak dużymi umiejętnościami dysponują. To nie jest jak w PLK, że możesz ukierunkować rywala na jedną stronę i odpuszczać jego rzuty. W EuroCupie wszyscy są wszechstronni i atletyczni. Jak nie penetracja, to rzut. Nie ma większego znaczenia czy zamknie się jedną stronę. O wiele trudniej z takimi zawodnikami się rywalizuje.
Występy Arki w EuroCupie zostały dość chłodno ocenione przez środowisko koszykarskie. Słusznie?
Myślę, że nie. Mam wrażenie, że nie wszyscy zdają sobie sprawy z rangi tych rozgrywek. Tam naprawdę nie grają przypadkowe zespoły. Niestety u nas w Polsce często dominuje wbijanie szpilek i szukanie minusów niż plusów, brakuje takiego wyważonego stanowiska. Osobiście uważam, że wszyscy powinniśmy się cieszyć, że ktoś chciał podjąć rękawicę i sprawdzić się na arenie międzynarodowej. W Europie Arka została dobrze odebrana przez ludzi. Przypomina mi to nieco sytuację Anwilu. W kraju występy mistrza Polski w Lidze Mistrzów zostały ocenione chłodno, tymczasem w Europie są bardzo pochlebne recenzje na temat gry i pomysłów trenera Igora Milicicia.
Pana występy w EuroCupie docenił David Hein. Znany dziennikarz napisał o panu, że jest pan kimś więcej niż tylko młodszym bratem.
To była dość długa i ciekawa rozmowa. Cieszę się, że moje występy zostały docenione przez tak uznanego w europejskich realiach dziennikarza.
Zobacz także: Ekscytujący powrót Quintona Hosley'a. W Stelmecie Enei BC Zielona Góra liczą na jego wszechstronność
Na ile realny był pana transfer do niemieckiego Brose Baskets?
Było coś na rzeczy, ale nie satysfakcjonowała mnie otrzymana oferta. Jestem nadal zawodnikiem Arki Gdynia. Mimo wszystko cieszę się, że nawiązałem kontakt z niemieckim klubem.
Jak pan patrzy na Energa Basket Ligę? To najciekawszy sezon od lat?
Tak. A najlepszym na to dowodem jest fakt, że trudno w tym momencie wytypować głównego kandydata do zdobycia mistrzostwa Polski. Kilka zespołów jest blisko siebie w tabeli. Play-offy zapowiadają się pasjonująco. Pikanterii dodają ostatnie transfery: Hosley, Almeida, Ginyard i Kulig. Cieszy to, że kluby zaczynają myśleć o większych nazwiskach, a nie tylko o tym, żeby mieć pełen skład, upychając go mniej znanymi zawodnikami.