Walerij Lichodiej do Anwilu Włocławek przyjeżdżał z łatką świetnego strzelca, który pomimo niezłych warunków fizycznych woli trzymać się z dala od obręczy. Rosjanin pokazuje jednak w tym sezonie, że wciąż potrafi latać i kilkukrotnie porywał kibiców Anwilu swoimi efektownymi wsadami nad rywalami. Reprezentant Rosji notuje solidny sezon, zdobywając średnio 11,5 punktu na mecz przy kapitalnej skuteczności za dwa punkty (65,7 proc.) i bardzo dobrej z dystansu (42,4 proc.).
To właśnie Lichodiej swoimi trójkami bardzo pomógł Anwilowi w odniesieniu dwóch zwycięstw półfinałowych we Włocławku. Skrzydłowy Rottweilerów przyznaje, że cała seria z Arką Gdynia dla koszykarzy była znacznie trudniejsza pod względem mentalnym niż fizycznym. Przypomnijmy, że włocławianie przegrywali już 0:2.
- Myślę, że mimo wszystko ta seria była dla nas trudniejsza pod względem mentalnym. Nie wygraliśmy z Arką żadnego meczu wcześniej i ciężko jest się skupić, gdy przegrywasz w serii 0:2. Ja sam grałem już w niejednym klubie i dużo mi dała gra w Khimkhach Moskwa - cały czas miałem takie przeczucie, że wszystko będzie jeszcze dobrze - mówi nam Rosjanin.
ZOBACZ WIDEO Wielu skreśliło już Drągowskiego, a on wyczynia cuda. "To jeden z najlepszych bramkarzy ostatnich miesięcy w Serie A"
Zdaniem Lichodieja Arka w najważniejszym momencie przestała być drużyną, a koszykarze Anwilu cały czas trzymali się razem, nawet pomimo katastrofalnego początku meczu nr 5, który zaczęli od wyniku 0:11. Duży wkład w zwycięstwo mieli nie tylko ci, którzy punktowali seriami, ale również weterani z Włocławka.
Czytaj także: EBL. Szał radości kibiców, słowa Milicicia i nieobecny Florence - obrazki z meczu Arka - Anwil
- Oczywiście nasi doświadczeni zawodnicy zrobili robotę. Zauważ, że w końcówce spotkania oni się gubili, grali samolubnie, nie podawali, każdy chciał na siłę rzucać. U nas tak to nie wyglądało. Graliśmy przede wszystkim na tych zawodników, którzy czuli się dobrze tego dnia. Rozmawialiśmy z Szymonem Szewczykiem i Michałem Ignerskim przed meczem, ustaliliśmy zgodnie, że nie możemy na siłę być bohaterami - tłumaczy.
Faktycznie wpływ starszych zawodników można było zauważyć zwłaszcza w kluczowych momentach meczu nr. 5, Szymon Szewczyk niejednokrotnie tonował nastroje i prosił o koncentrację. To właśnie fakt, że Anwil do końca był drużyną sprawił, że Rottweilery zagrają w finale.
- Jesteśmy mądrym zespołem, znamy swoje role i wiemy, że czasem lepiej mieć 0 punktów, pomagać drużynie na inne sposoby niż mieć 30 punktów, ale z parkietu zejść jako przegrany. Sam spójrz, jeden zawodnik ma u nich 40 punktów, ale reszta w tym czasie kompletnie nie czuje gry, tak nie da się wygrać. W ostatecznym rozrachunku to ich kosztowało mecz i całą serię - dodaje.
W ostatnim meczu w Gdynia Arena kapitalną atmosferę stworzyli kibice obu ekip. Nad morze przyjechało około 1500 kibiców ze stolicy Kujaw. Po zwycięstwie jeszcze długo fetowali zwycięstwo i awans ze swoimi zawodnikami. Walerij Lichodiej w swojej karierze grał już dla europejskich gigantów: CSKA Moskwa, Khimki Moskwa, Lokomotiw Kubań czy Uniks Kazań, ale przyznaje, że takich kibiców jeszcze nie spotkał.
Czytaj także: EBL. Kamil Łączyński: Nie przejmuje się tym, co piszą o mnie w internecie
- Grałem w naprawdę wielu zespołach w swojej karierze, w tym w tych z najwyższej półki i muszę przyznać, że z takim wsparciem od kibiców się jeszcze nie spotkałem. W żadnym klubie, w którym byłem nie miałem takich kibiców. To jest bardzo miłe, że praktycznie wszystkie meczem półfinałowe graliśmy u siebie. Nasi kibice to wysoki, może i najwyższy europejski poziom! - mówi Rosjanin.
Czasu na odpoczynek mistrzowie Polski nie mają dużo, już w czwartek zagrają pierwszy mecz serii finałowej z Polski Cukier Toruń. Co będzie kluczem do wygranej?
- Kluczowe w serii finałowej będzie… szybkie myślenie. Na tym etapie nie ma sekretów, oni znają nas, my znamy ich... musimy po prostu trzymać się naszego planu na te mecze - zakończył krótko.