[b]
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Feta po drugim mistrzostwie Polski była na takim samym poziomie, jak przed rokiem?[/b]
Jarosław Zyskowski, koszykarz Anwilu Włocławek, dwukrotny mistrz Polski: Powiem inaczej - obie fety były niesamowite i cieszę się, że mogłem doświadczyć tego w najbardziej zakręconym mieście koszykarskim w Polsce. Jeżeli ktoś tego nie doświadczył, to nie da się tego opisać słowami. Rok temu wspólnie świętowaliśmy na specjalnie zbudowanej scenie pod halą i było około czterech tysięcy kibiców, gdzie wypełnili praktycznie wszystkie parkingi pod halą i to było w nocy z poniedziałku na wtorek około 2:00.
W tym roku było ich więcej?
W tym roku, gdy zobaczyliśmy, że jest ich prawie dwa razy tyle, czyli około siedmiu tysięcy kibiców, to prawdę mówiąc nie mogłem w to uwierzyć. W takim momencie zdajesz sobie sprawę, ile radości dajemy tym ludziom i to są piękne chwile, ciesząc się razem.
Zobacz także: Duży transfer w Energa Basket Lidze. Adam Hrycaniuk zmienia klub!
Co zadecydowało o tym, że Anwil Włocławek drugi rok z rzędu był najlepszym zespołem w Polsce?
Dużo czynników na to wpływało, zaczynając od przygotowania fizycznego na przestrzeni całego sezonu grając na dwa fronty, kończąc na play-off grając w półfinale pięć meczów a w finale siedem. Kibice tego nie widzą i nie wiem czy do końca zdają sobie z tego sprawę, ale równie duży wkład w sukces końcowy mieli Hubert Śledziński i Wojtek Krawczak.
ZOBACZ WIDEO Karol Bielecki: Więcej w karierze przegrałem niż wygrałem [cała rozmowa]
Następnym czynnikiem było przygotowanie taktyczne przez nasz sztab szkoleniowy pod każdego rywala. Mieliśmy swoje założenia, których się trzymaliśmy i wiedzieliśmy, że jeżeli je zrealizujemy, to wygramy mecz. Znaliśmy najsłabsze i najmocniejsze punkty rywali, każdy drobny szczegół był dla nas istotny. Zmienialiśmy obrony, broniąc każdy swego na match-up, poprzez podwajanie low-postu, na każdą zagrywkę mieliśmy ustalony plan i defensywę, jaką mamy grać. Kolejnym z elementów sukcesu była nasza szeroka ławka i wyrównany skład, który realizował założenia taktyczne.
Czy faktycznie było tak, że głosy mówiące, że Anwil nie da rady, odpadnie w ćwierćfinale czy półfinale was napędzały?
Może bardziej się nakręcali zawodnicy, dla których to był pierwszy sezon w Anwilu. Przecież rok temu były podobne głosy, kiedy to rywalizowaliśmy ze Stelmetem w półfinale i przegrywaliśmy 1:2. Mnie osobiście napędzała chęć wygrania kolejnego mistrzostwa, wiedząc, jak to smakuje. Chciałem znowu to poczuć. A to, że nas skreślali, to nic nowego, bo nikt nie lubi Anwilu w Polsce, więc mnie to nie ruszało. Byłem do tego przyzwyczajony.
Trudniej było z Arką w półfinale czy z Polskim Cukrem w finale?
Nie ma sensu tego porównywać. Arka i Polski Cukier były piekielnie trudne do przejścia, a to w jakim stylu to zrobiliśmy jest niesamowite i pokazuje po raz kolejny, że nie ma rzeczy niemożliwych. Wszystko jesteśmy w stanie osiągnąć, jeżeli w to wierzymy i dążymy do tego.
Co dalej z pana przyszłością? Czy otrzymał pan już ofertę od Anwilu? Słyszałem, że dostał pan propozycję na podobnych warunkach jak w poprzednim sezonie. Czy to prawda?
Są prowadzone wstępne rozmowy z klubem. Szczegóły wkrótce będą znane.
Inne kluby są zainteresowane?
Agent informuje mnie na bieżąco o klubach, które są zainteresowane. Czy pytają? Tak, pytają i są zainteresowane.
Czy rezygnacja z usług Kamila Łączyńskiego zaskoczyła?
Zaskoczyła, bo Kamil stał się ikoną zespołu z Włocławka po tych czterech sezonach i dwóch mistrzostwach, pełniąc rolę kapitana, ale jak dobrze wiemy - sport to biznes i nie pozostawia żadnych sentymentów.
Zobacz także: EBL. Legia Warszawa w Lidze Mistrzów, czyli marka robi swoje