Plaza trenerem Cajasol
Zeszły sezon był kompletnie nieudany w wykonaniu koszykarzy Cajasol Sewilla. W pierwszych jedenastu kolejkach rundy zasadniczej ekipa przegrała aż dziesięć meczów, co spowodowało zwolnienie trenera Manela Comasa. Jego następcą został Pedro Martinez i choć ze swojego zadania, jakim było utrzymanie klubu w ACB, wywiązał się doskonale, zarząd Cajasol nie zaoferował Hiszpanowi nowego kontraktu. Nieoficjalnie mówi się, że metody szkoleniowca nie podobały się części koszykarzy, jak i ruchy personalne, których dokonał po przyjściu do zespołu również budziły niezadowolenie.
Jednym z zawodników, których rola została znacznie ograniczona był nasz jedynak w hiszpańskiej ekstraklasie, Michał Ignerski. Przez dwa ostatnie sezony czołowy skrzydłowi ligi, ostatnie kilka miesięcy miał zdecydowanie słabsze, co z pewnością wiązało się z małą ilością minut, które otrzymywał od szkoleniowca. Teraz jednak rola kapitana Cajasol może się diametralnie odmienić (jeśli oczywiście zdecyduje się spędzić w Sewilli kolejny sezon), gdyż stery w drużynie obejmuje Joan Plaza, do niedawna trener Realu Madryt.
Przez ostatnie trzy lata Plaza pełnił funkcję pierwszego szkoleniowca w Realu Madryt, lecz sezon 2008/2009 zakończył się kompletnym fiaskiem i działacze "Królewskich" podjęli decyzję o zmianie na stanowisku trenera. Wcześniej jednak 46-latek miał w Hiszpanii opinię jednego z najlepszych trenerów. W swoim debiutanckim sezonie w stolicy doprowadził zespół do mistrzostwa kraju i triumfu w Pucharze ULEB! Dzięki tym sukcesom podpisał kontrakt aż do czerwca 2011. Pasmo ostatnich rozczarowań sprawiło, że nie dane mu będzie wypełnić umowy do końca, a sezon 2009/2010 rozpocznie w andaluzyjskim Cajasol.
Póki co, nie ma żadnych wyraźnych sygnałów, jaki będzie kształt ekipy w kolejnych rozgrywkach. Raczej przesądzone jest odejście takich graczy jak Branko Milisavljević, Mile Ilić, Dejuan Collins, których transfery okazały się niewypałami. Wiele ofert otrzymał świetnie spisujący się w Sewilli Clay Tucker, Andres Miso jest blisko przejścia do odradzającego się Estudiantesu Madryt, a Nik Caner-Medley po raz kolejny spróbuje swoich sił w ligach letnich NBA. - Nie mam na razie sprecyzowanych planów. Na pewno wezmę udział w lidze letniej w Las Vegas, czy gdzieś indziej, bo NBA to mój cel numer jeden niezmiennie od kilku lat. Jeśli jednak się nie uda, powrócę do Europy. Czy do Cajasol, tego nie mogę obiecać - mówi zawodnik specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl.
Pierwszy cel Messiny zrealizowany
Nie musieli długo czekać kibice Realu Madryt na pierwszy transfer przeprowadzony pod okiem i pieczą Ettore Messiny. Nową twarzą "Królewskich" został jeden z najbardziej utalentowanych graczy Europy młodego pokolenia - Novica Velicković.
23-letni koszykarz swoje pierwsze, i jak dotąd jedyne kroki w poważnej koszykówce stawiał w zespole wielokrotnego mistrza Serbii, Partizana Belgrad. Najpierw, mając 16 lat załapał się do drużyny kadetów, następnie grał wśród juniorów, a w sezonie 2004/2005 zadebiutował w pierwszej ekipie "Wojskowych". Równocześnie występował jednak w młodzieżowej lidze w rezerwach klubu, a na dobre podstawowym zawodnikiem drużyny prowadzonej przez Dusko Vujosevicia stał się w rozgrywkach 2007/2008.
Już od początku młody gracz starał się brać na siebie odpowiedzialność na parkiecie, pomimo obecności w zespole nieco starszych kolegów. W 22 spotkaniach Euroligi notował 10,6 punktu i zbierał 6,9 piłki na mecz. I choć w kolejnym (minionym) sezonie jego średnie nieco spadły, do 10,7 punktu i 5,1 zbiórki, koszykarz umocnił swoją pozycję na rynku europejskim. W Lidze Adriatyckiej uzyskiwał bowiem 12,8 punktu i 6,9 zbiórki, będąc cały czas obserwowanym przez Ettore Messinę. - Novica to najlepszy młody gracz, jakiego widziałem w ostatnich latach. Chciałem go już w CSKA, tam się nie udało, ale jestem dumny, że będę mógł prowadzić go w Realu - tłumaczy włoski szkoleniowiec.
Co ciekawe, w zakończonym sezonie Velicković otrzymał Nagrodę Wchodzącej Gwiazdy Euroligi, pozostawiając w tyle swojego nowego partnera z zespołu, Sergi Llulla. Z Realem Serb parafował dwuletni kontrakt z możliwością przedłużenia o kolejny. Za jego transfer klub zapłacił Partizanowi 500 tysięcy dolarów wykupu.
Zmiany w Bilbao
Curtis Borchardt, Brian Cusworth, Janis Blums, Saul Blanco, Marijonas Petravicius - od początku sezonu transferowego nazwiska wszystkich tych koszykarzy przejawiają się w kontekście gry w zespole iurbentii Basket Bilbao. Pierwszym zawodnikiem, który zdecydował się podpisać umowę z baskijską drużyną został jednak Amerykanin Chris Warren.
Mierzący 196 cm wzrostu gracz na początku swojej kariery spędził dwa lata na uczelni South Caroline, lecz ze względu na słabe statystyki (tylko 9,6 punktu oraz 2,5 zbiórki) musiał szukać dla siebie zespołu poza Stanami Zjednoczonymi. Wybrał ligę meksykańską i zespół Panteras de Aguascalientes, w którym był prawdziwą gwiazdą - 22,9 punktu, 5,8 zbiórki i 2,6 asysty. Dobre występy pozwoliły mu uwierzyć w siebie i w przeciągu dwóch sezonów przenieść do Europy, do ligi portugalskiej. W ekipie Oliveirense Cacarola rozegrał cztery spotkania (14,3 punktu), po czym postanowił związać się z Reflexem Belgrad.
Kontakt z serbską koszykówką okazał się jednak na tyle bolesny, iż Warren powrócił do Meksyku, w którym spędził kolejne dwa sezony. Będąc graczem Tiburones Mazatlan (24,1 punktu), w lutym roku 2006 dostał zaproszenie na try-out do Cibony Zagrzeb. Jak się okazało, był to strzał w dziesiątkę. Amerykanin nie tylko podpisał umowę do końca trwającego sezonu, ale bronił barw drużyny przez kolejne dwa lata, w rozgrywkach 2007/2008 notując przeciętnie 15,6 punktu i 4,6 zbiórki w Eurolidze i 15 punktów oraz 5,4 zbiórki w Lidze Adriatyckiej. Występy na tym poziomie pozwoliły mu kolejny transfer, tym razem do włoskiego wicemistrza - Air Avellino. W ekipie prowadzonej przez Zarę Markovskiego, zdobywał średnio 14,8 punktu, 4,9 zbiórki oraz 2 asysty w lidze LEGA 1, lepiej spisując się na arenie międzynarodowej w ramach Euroligi - 16,2 punktu, 5 zbiórek i 2,7 asysty. Nic więc dziwnego, że w kolejnych rozgrywkach będzie rywalizował w najlepszej ekstraklasie na Starym Kontynencie.
Pożegnanie Rakocevicia
Na specjalnie zwołanej konferencji prasowej w hali Fernando Buesa Arena, Igor Rakocević, dotychczasowy symbol TAU Ceramiki Vitoria, oficjalnie pożegnał się z hiszpańskim klubem. Od przyszłego sezonu będzie reprezentował Efes Pilsen Stambuł.
- Chciałbym bardzo serdecznie podziękować wszystkim, którzy mnie wspierali przez cały ten czas spędzony w Vitorii. Chcę podziękować kibicom oraz pracownikom klubu. Nie ukrywam jednak, że czuję się przesączony na wylot pobytem tutaj. I choć faktem jest, że jeśli w przyszłości dane mi będzie powrócić do ACB, to tylko do TAU, od nowego sezonu będę bronił barw innego zespołu w innej lidze - mówił koszykarz wśród ogólnego wzruszenia. - Nie była to łatwa decyzja, ale ja jestem ciągle głodny sukcesów, a moje ambicje w TAU zostały już chyba zaspokojone. Potrzebowałem nowego wyzwania, a w Stambule buduje się świetny zespół. Dodatkowo, z Turcji jest już bardzo blisko do mojej rodzinnej Serbii a ja jestem już w takim wieku, że dłuższe rozstania z rodziną zaczynają być dla mnie problemem - kontynuował Rakocević.
Korzystając z okazji, Serb wypowiedział się na temat zbliżających się wielkimi krokami Mistrzostw Europy w Polsce. - Nie sądzę bym wystapił na polskich parkietach. Przygotowania zaczynają się już dziesiątego lipca, a dwadzieścia dni wakacji w wieku 31 lat to dla mnie trochę za mało. Tym bardziej po tak długim i wyczerpującym sezonie - dopowiedział zawodnik.