Regal FC Barcelona: ciągłość, kosmetyka i głód sukcesu

Rewolucja kadrowa i masowy exodus największych gwiazd w TAU Ceramice Vitoria oraz wielkie zmiany w Realu Madryt pod banderą wydanych milionów euro na nowe kontrakty. Jak na tym tle wypadają mistrzowie ACB, Regal FC Barcelona? Katalończycy pozyskali do tej pory tylko jednego zawodnika i planując dokonanie jeszcze tylko dwóch-trzech wzmocnień, stawiając przede wszystkim na stabilność składu.

W tym artykule dowiesz się o:

Bogate i najlepsze kluby w Europie od lat stawiają na politykę kilkuletnich transferów, przedkładając stabilność zespołu nad tworzenie składu ad hoc. Bodźcem, który determinuje dokonywanie wielkich zmian związanych z wydawaniem milionów euro na nowych zawodników, jest zazwyczaj brak sukcesu. Tak, jak chociażby w przypadku wicemistrza TAU Ceramiki Vitoria, który hurtowo pozbywa się swoich najlepszych graczy, czy Real Madryt, który poświęca wielkie pieniądze na kolejne gwiazdy mające przynieść upragnione zwycięstwo w lidze. Nic więc dziwnego, że w zespole Regalu FC Barcelona, włodarze klubu po wywalczeniu mistrzostwa Hiszpanii stawiają na zachowanie ciągłości i wymienienie najsłabszych ogniw.

Jak do tej pory Katalończycy zakontraktowali tylko jednego koszykarza, aczkolwiek wyboru dokonano doskonałego. Pete Mickeal, bo o nim mowa, jeszcze kilka tygodni temu walczył przeciwko Barcelonie w finale rozgrywek ACB w barwach TAU Ceramiki, ale po porażce swojej ekipy postanowił zmienić środowisko. Włodarze Barcelony docenili umiejętności Amerykanina i od razu podpisali z nim dwuletni kontrakt. Transferem tym trener Xavier Pascual chce załatać dziurę powstałą po kontuzji Lubosa Bartona. Czech w ekipie "Blaugrany" oddelegowany był do zadań specjalnych, a taka rola idealnie pasuje również harującemu po obu stronach parkietu czarnoskóremu skrzydłowemu. Mierzący 198 cm wzrostu, 31-letni skrzydłowy w 38 meczach w zeszłym sezonie rzucał przeciętnie 12,4 punktu i 4,8 zbiórki, podczas gdy w Eurolidze uzyskiwał 10,7 punktu i 5,7 zbiórki.

Zaraz po zakończonym sezonie sternicy Barcelony docenili również grę Gianluki Basile. Autor rzutu na wagę mistrzostwa Hiszpanii otrzymał bardzo korzystną ofertę przedłużenia kontraktu, z której skwapliwie skorzystał. Tym samym Włoch spędzi w sercu Katalonii piąty sezon, będąc trzecim zawodnikiem z najdłuższym stażem w drużynie. Więcej lat gry w granatowo-bordowych barwach mają na swoim koncie tylko Roger Grimau (bez przerwy od roku 2003) i Juan Carlos Navarro (przed epizodem w NBA w zeszłym sezonie, spędził w klubie osiem lat). Naturalnie, obaj mają ważne kontrakty i będą do dyspozycji trenera Pascuala w kolejnym sezonie. Trójka ta oraz Victor Sada i nowy rozgrywający mają stanowić o obwodowej sile klubu.

Z pozostałych zawodników zostają również Jordi Trias, David Andersen i Fran Vazquez. Tercet ten ma ważne umowy i, choć każdy z nich może przebierać wśród propozycji, nic nie wskazuje na to, by mieli opuścić aktualnego mistrza Hiszpanii. Tego samego nie można powiedzieć natomiast o pozostałej dwójce wysokich z sezonu 2008/2009 - Ersanie Ilyasova i Danielu Santiago. Portorykańczyk już kilka tygodni temu otwarcie przyznał, że karierę zamierza kontynuować w swoim kraju, a Turkiem zainteresowane są podobno niektóre kluby NBA. Silny skrzydłowy w latach 2005/2007 grał już w zespole Milwaukee Bucks i wygląda na to, że obecnie zarząd "Kozłów" chciałby z powrotem bardziej doświadczonego już Ilyasovę w swoim składzie.

O ile odejście Santiago było wkalkulowane w rokroczne zmiany, o tyle w Ilyasovie fani z Palau Blaugrana widzieli zawodnika na lata. Kto zatem przyjdzie na ich miejsce? Niemal przesądzony jest powrót do Barcelony 22-letniego Xaviera Reya. Mierzący 209 cm wzrostu zawodnik to wychowanek katalońskiej drużyny, lecz od trzech sezonów tuła się po słabszych zespołach. W zeszłym roku wypożyczony był do Cajasol Sewilla, ale statystykami na poziomie 6 punktów, 4 zbiórek i ponad 1 bloku wywalczył sobie najprawdopodobniej miejsce w Barcelonie.

Faktem jest jednak, że Rey ma być tylko zmiennikiem Vazqueza, a więc kto będzie wchodził na parkiet gdy usiąść będzie chciał Andersen? Opcji jest kilka, a najciekawszą Litwin Ksystof Lavrinović. Mierzący 210 cm wzrostu koszykarz dwa lata temu podpisał co prawda trzyletni kontrakt z Montepaschi Siena i choć chętnie pozostałby we Włoszech, to jednak propozycja z klubu z najwyższej półki za rok czy dwa może się już nie powtórzyć. Gdyby jednak nie udało się pozyskać wszechstronnego środkowego (12,5 punktu, 5,4 zbiórki i 1,6 przechwytu), następnymi na liście życzeń są Giorgos Printezis z Olympiakosu Piresu i Boniface N’Dong z Unicaji Malaga. Jak widać, jest więc w czym wybierać.

Największy bólem głowy trenera Pascuala nie są jednak wakaty na pozycjach cztery i pięć, ale pytanie kto będzie pierwszym playmakerem. Odkąd wiadomo, że drużynę opuszcza Jaka Laković, zarząd czyni starania by znaleźć godnego następcę, lecz nie jest to łatwa sztuka. Słoweniec w przeciągu ostatnich trzech sezonów nieźle zaadaptował się w Barcelonie. Jedynie słaba postawa w ostatnich kilku miesiącach, na którą wpływ niewątpliwe miała kontuzja, spowodowała, iż działacze klubu szukają innego gracza. Sporo mówi się o Pablo Prigionim. Argentyńczyk to symbol TAU Ceramiki w minionych sześciu latach, który po tak długim okresie spędzonym w jednej drużynie, rozgląda się za nowym pracodawcą. Wszystko wskazuje, że mógłby trafić do Barcelony, podczas gdy w odwrotnym kierunku podąży Laković.

Gdyby jednak Prigioni nie dogadał się z działaczami katalońskiego zespołu, istnieje również kilka opcji rezerwowych. Trener Pascual nie ukrywa, że w pakiecie z Lavrinoviciem chciałby pozyskać Terrella McIntyre’a z Montepaschi albo J.R. Holdena, który raczej odejdzie z CSKA Moskwa. Utytułowany Amerykanin z rosyjskim paszportem nie może trafić do byle jakiego zespołu, a potentaci tacy jak Panathinaikos czy Olympiakos nie mają już miejsca w swoich składach...

Jak widać, Barcelona celuje w koszykarzy znanych, ale jednocześnie takich, którzy nie mają na swoim koncie sukcesu w pucharach. Wyjątkiem jest jedynie Holden, który w swojej karierze wygrał praktycznie wszystko, o czym gracz może tylko pomyśleć, ale jak to się utarło, wyjątek potwierdza regułę. Mickeal, Prigioni, Lavrinović, McIntyre, Printezis czy N’Dong - wszystkich tych graczy łączy głód sukcesu na najwyższym szczeblu. Każdy z nich był już mistrzem lub wicemistrzem krajowym, wygrywał rodzime puchary. Każdemu z nich brakuje jednak triumfu na płaszczyźnie Europy. I może to jest przepis na osiąganie sukcesów? Nie wydawanie wielu milionów, nie rewolucje po nieudanym sezonie, ale właśnie kontraktowanie graczy, którzy mają jeszcze coś do zrobienia i chcą tego za wszelką cenę.

Komentarze (0)