To starcie było niezwykle ważne dla obu ekip pod względem psychologicznym, gdyż Farmaceuci przystąpili do niego po inauguracyjnej klęsce z Anwilem Włocławek, a PGE Spójnia po dość wyraźnej porażce z Arką Gdynia. Wiadomo było więc, że któraś z drużyn po raz pierwszy zazna smaku zwycięstwa w nowych zmaganiach Energa Basket Ligi.
Od początku poniedziałkowego spotkania nikt zgromadzony w hali w Starogardzie Gdańskim nie miał jednak wątpliwości, który zespół na ten moment jest dużo silniejszy. Goście już w pierwszych 10 minutach meczu zapewnili sobie 15 punktową przewagę. Grali nieźle w defensywie, trafiali za 3 punkty, a gospodarze? Głównie dzięki skutecznej grze Bretta Prahla w drugiej kwarcie i indywidualnym popisom Kamau Stokesa byli w stanie zniwelować stratę do rywala i ostatecznie przegrali zaledwie 5 "oczkami". Rezultat ten jednak nie do końca odzwierciedla, jaka obecnie jest różnica w grze pomiędzy Polpharmą a PGE Spójnią.
- W pierwszej połowie graliśmy defensywną koszykówkę i to nam dawało efekty, w drugiej połowie zrobił się na pewno dla nas ciężki mecz, bo było więcej bieganiny i ataku - komentował pierwsze zwycięstwo swoich podopiecznych Kamil Piechucki. - W przekroju całego meczu na pewno możemy powiedzieć, że zasłużyliśmy na to zwycięstwo. Gdyby nie głupie straty to byłoby ono dużo bardziej okazałe. Teraz szykujemy się na mistrza Polski - zapowiedział szkoleniowiec biało-bordowych.
ZOBACZ WIDEO El. Euro 2020: Łotwa - Polska. Bereszyński o swojej pozycji. "Zawsze będę prawym obrońcą. Tam czuję się najlepiej"
Jednym z najskuteczniejszych koszykarzy PGE Spójni był Mateusz Kostrzewski, który zapisał na swoim koncie 14 punktów. Co ciekawe... wszystkie w drugiej połowie pojedynku.
- Na pewno cieszy to, jak weszliśmy w ten mecz, wyeliminowaliśmy ich atuty w 1. kwarcie - podkreślał Kostrzewski. - Zagraliśmy agresywnie i dokładnie tak, jak trener rozrysował nam w szatni. Z biegiem czasu nasza intensywność w obronie troszeczkę spadła, musimy nad tym na pewno popracować. Za dużo też było strat. Musimy grać spokojniej w ataku i szanować piłkę - podsumował.
Na pewno nie tak inaugurację rozgrywek w wykonaniu swoich nowych ulubieńców wyobrażali sobie za to kibice na Kociewiu. Pojawiły się pierwsze gwizdy, gdyż gra Polpharmy mówiąc delikatnie nie wyglądała dobrze. Trener Marcin Lichtański co prawda zapowiadał, że jego podopieczni będą z tygodnia na tydzień notowali progres, lecz obecnie ich postawa kuleje w każdym elemencie koszykarskiego rzemiosła. Farmaceuci prezentują się bardzo słabo w defensywie, mają także duże problemy z organizacją gry w ataku.
- Weszliśmy w ten mecz z jakimś spięciem, stresem, być może przemotywowaniem przed pierwszym występem przed własna publicznością - tłumaczył postawę swoich zawodników Marcin Lichtański. - Myślę, że to z tego wynikała słaba organizacja gra ofensywnej i też to, że nie mogliśmy poradzić sobie w obronie. Zanim się ogarnęliśmy to przegrywaliśmy już 15 punktami. Próbowaliśmy gonić, ale nie mogliśmy złamać bariery 4 punktów - przyznawał szkoleniowiec biało-niebieskich.