10 lat po Final Four. Hernandez: Fani na trybunach motywowali nas niesamowicie

WP SportoweFakty / Leszek Stępień / Na zdjęciu: Jose Ignacio Hernandez
WP SportoweFakty / Leszek Stępień / Na zdjęciu: Jose Ignacio Hernandez

To było co najmniej dziwne przywitanie Jose Ignacio Hernandeza z Wisłą Kraków. Hiszpan doskonale radził sobie z drużyną w Eurolidze, ale beznadziejnie na krajowym podwórku. - Problemem była... Euroliga - mówi wprost.

W sezonie 2009/2010 Wisła Kraków (wtedy jako Wisła CanPack Kraków) osiągnęła najlepszy wynik w historii swoich występów w Eurolidze.

Biała Gwiazda w fazie grupowej wygrała 9 z 10 meczów. Potem - w fazie play-off - nie dała się ograć we własnej hali. Zresztą przy Reymonta była niepokonana, triumfując we wszystkich dziewięciu meczach.

- To był jeden z najważniejszych czynników, taki nasz x-factor, czyli nasza hala i nasi kibice. Atmosfera przy Reymonta była niesamowita. To była wielka motywacja tak dla koszykarek, jak i wszystkich nas - wspomina Jose Ignacio Hernandez, który był wtedy pierwszym trenerem Wisły.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tak Cristiano Ronaldo i Georgina Rodriguez trenują na Maderze

Niesamowite piekło fani sprawili podczas ćwierćfinałowych meczów z Frisco Sika Brnem, których stawką był awans do Final Four. Rywalizacja toczyła się do dwóch zwycięstw, a Wisła nie była faworytem. Rywalki pewnie wygrały drugi mecz we własnej hali, a pod Wawelem dwukrotnie były bardzo blisko. Ostatecznie do domów wróciły z niczym.

Krakowianki w meczach numer 1. i 3. wychodziły obronną ręką z naprawdę dużych opresji. Najpierw udało się odrobić 9 "oczek" i wygrać po "trójce" Liron Cohen. Z kolei w decydującym o awansie do Final Four spotkaniu krakowianki odrobiły aż 15 punktów, a triumf przypieczętowała Marta Fernandez. Po tym meczu hala eksplodowała.

- To było niesamowite. Mam naprawdę dużo dobrych wspomnień z tamtego sezonu. Awans i gra w Final Four dla Wisły było czymś niesamowicie ważnym i istotnym - mówi Hiszpan. - Ten zespół nie miał jednego ważnego i silnego ogniwa. Jednym z ważniejszych aspektów była chemia wewnątrz zespołu. Grupa koszykarek zagranicznych w połączeniu z Polkami znalazły szybko wspólny i dobry język.

Ostatecznie Wisła w Final Four meczu wygrać nie zdołała i zajęła czwarte miejsce. Największe kuriozum polegało na tym, że był to wynik lepszy od tego, jaki udało się wywalczyć w Energa Basket Lidze Kobiet! Tu Biała Gwiazda była rozczarowaniem i zakończyła rozgrywki na piątej lokacie. Dlaczego tak się stało?

- Największym problemem była... Euroliga. Chyba za bardzo skupiliśmy się właśnie na tej walce o Final Four. W Eurolidze straciliśmy naprawdę dużo energii - tak mentalnie, jak fizycznie. Nasz skład nie był zbyt szeroki i zawodniczki były po prostu zmęczone. Pamiętam, że w tamtym sezonie rozegraliśmy łącznie aż 57 meczów - tłumaczy Hernandez.

Hiszpan wspomina też, że dla niego było to pierwsze zetknięcie z naszą ligą. - Tak, to był mój pierwszy sezon w Polsce. Spotkałem się z nowymi zasadami i potrzebowałem trochę czasu, żeby się do nich przystosować - zakończył.

Pochodzący z Salamanki szkoleniowiec szybko wyciągnął wnioski. Co prawda w Eurolidze do Final Four już nie awansował, ale w dwóch kolejnych latach poprowadził Wisłę do mistrzostw Polski. Kolejny tytuł dołożył w roku 2016, podczas swojej drugiej przygody z krakowską drużyną.

Zobacz także:

Mistrz traci swoją największą gwiazdę. Trener zostaje, ale MVP opuszcza Arkę Gdynia

Komentarze (0)