Koszykówka. Diagnoza, operacja. 2 tygodnie później zdobył polskie góry. Maciej Adamkiewicz: Poczułem, że żyję

Archiwum prywatne /  Kuba Skowron / Na zdjęciu: Maciej Adamkiewicz
Archiwum prywatne / Kuba Skowron / Na zdjęciu: Maciej Adamkiewicz

Przeszedł operację, 2 tygodnie później wyruszył w góry. - Dzięki temu po prostu poczułem, że żyję. Wróciłem - Maciej Adamkiewicz opowiada o pokonywaniu własnych słabości, zdobywaniu szczytów i o tym, jak ważna jest pasja.

W tym artykule dowiesz się o:

Pamela Wrona, WP SportoweFakty: Ostatnio na pana drodze pojawiły się trudności.
Maciej Adamkiewicz, koszykarz MKKS Żak Koszalin w sezonie 2019/20, reprezentant Polski w 3x3:

W trakcie sezonu moja pierś zaczęła puchnąć. Pomyślałem, że może to podczas treningu lub jakiegoś meczu, bo koszykówka jest jednak sportem kontaktowym. Przyznam, że trochę to zbagatelizowałem. Opuchlizna utrzymywała się jeszcze 2 miesiące. Postanowiłem pójść do lekarza. Endokrynolog nie wiedział co zrobić, na badaniach nic nie wyszło. Dostałem skierowanie do onkologa.

Miałem zrobioną biopsję, badania, rezonans czaszki. Okazało się, że mam patologiczne zmiany skórne. Diagnoza: podejrzenie nowotworowe. Jakiś czas później przeszedłem operację. Wycięto mi guza z piersi i wezły chłonne spod pachy. Czuję się dobrze, ale muszę udać się jeszcze do reumatologa i chirurga szczękowego, ponieważ zauważono coś jeszcze na potylicy.

Musiał pan odreagować?

Wówczas nie miałem żadnej motywacji. Jestem pogodnym człowiekiem, pozytywnie nastawionym do wszystkiego, rzadko się zamartwiam. Pierwszy raz znalazłem się w takiej sytuacji. Poczułem, że wszystko zaczęło się walić. W szpitalu poznałem mężczyznę, który nie miał już szans. Miał 46 lat i miał bardzo poważny nowotwór. To był dla mnie ważny moment. Upadłem mentalnie. Dzięki niemu tak naprawdę zacząłem patrzeć na wszystko inaczej. Życie mamy jedno, trzeba wszystko doceniać i wykorzystać je jak najlepiej. To dało mi dużo do myślenia. Gdy wróciłem do domu, powiedziałem sobie, że muszę coś z tym zrobić.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Mistrz olimpijski jest strażakiem. Zbigniew Bródka opowiedział o pracy w czasach zarazy

I poszedł pan w góry.

Spakowałem się w jeden dzień i pojechałem w góry. Wszedłem na Śnieżkę. To bardzo mi pomogło. Miałem czas, aby wszystko przemyśleć, przewartościować. Musiałem podbudować się mentalnie. Jak wróciłem, dostałem także zielone światło, że mogę wrócić do treningów. To wiele zmieniło.

Jak się pan czuł, gdy był na szczycie?

Zawsze dużo trenowałem, dobrze się odżywiałem. Po operacji przybrałem na wadze, nie miałem na nic ochoty. Musiałem poszukać mobilizacji. To był dla mnie zastrzyk pozytywnej energii. Dzięki temu po prostu poczułem, że żyję. Wróciłem.

Skąd ta pasja do gór?

Wchodziłem już na większe góry. Zdobyłem Tatry i Karkonosze, bo niestety w Polsce nie ma większego wyboru jak Rysy czy Śnieżka. W przyszłym roku chcę wybrać się na jakiś wyższy szczyt w Europie. Chciałbym kiedyś wejść na Monte Bianco w Alpach. Jest jeszcze Elbrus w Rosji, góry konkurencyjne. Nigdy nie przygotowywałem się jakoś specjalnie - najważniejsza jest głowa i chęć zrobienia tego.

Góry podobają mi się od zawsze. Już jako juniorzy jeździliśmy w góry biegać i trenować, więc tak to pozostało do dziś, chociaż z większymi możliwościami. Oglądam na YouTube filmiki jak ludzie zdobywają tak wielkie szczyty. Film "Everest" też jest mocny - polecam każdemu.

Dodam, że bardzo lubię rzeczy, które nie są dostępne dla wszystkich, jak na przykład skok na bungee. Skoczyłem, ale powiem szczerze, że drugi raz bym tego nie zrobił (śmiech). Lubię adrenalinę.

Pana zdaniem, jak istotne są cele w życiu?

Myślę, że cele w życiu to podstawa. Bez nich życie nie ma większego sensu - żyć z dnia na dzień i tyle. Mając cele, mamy marzenia, które możemy spełnić. Realizując cele budujemy też swoją mentalność i poczucie wartości, wiedząc, że jesteśmy w stanie osiągnąć to co sobie zaplanujemy, obierając konkretny kierunek. Oczywiście, nie jest to proste, zawsze są przeszkody i momenty, że mamy dość, ale na samym końcu widać to, jaką zrobiłeś robotę i o to w tym chodzi.

Nie zawsze chodzi o zarabianie jakichś dużych pieniędzy, czasami o samą satysfakcję. Jak to mówi "Włodi": "Może fortuny z tego nie było, ale tym bardziej wstydu!". Pasja w życiu jest czymś pięknym. Dzięki niej wiele ludzi na świecie może uciec od złego życia, codziennych problemów. Bardzo często to ratuje życie. Można powiedzieć, że nie ma się czasu na głupoty, bo jesteś zakochany w swojej pasji, której chcesz się poświęcić. W moim życiu to wiele zmieniło i bardzo mi pomogło.

Piotr Pustelnik, alpinista i himalaista, zdobywca Korony Himalajów i Karakorum na pytanie dlaczego chodzi po górach, odpowiedział: "Ludzi można podzielić na dwa rodzaje: na tych którym nie trzeba tej pasji tłumaczyć i na tych którym się jej nie wytłumaczy". Co znajduje pan w górach? Poczucie wolności?

Pan Piotr trafił w samo sedno. To jest to, co sam myślę. Każdy w życiu robi to co kocha i to na co ma ochotę. Uważam, że każdy odpowiada sam za siebie i nie można nigdy zabronić komuś spełniać marzenia.

To nie egoizm. Dla mnie Ci, którzy się wspinają, to ludzie z największą odwagą. To pokazuje, jak silna i ważna jest pasja. Tak jak każdy koszykarz chciałby grać NBA i to jego szczyt marzeń, tak oni chcą zdobyć jak największe i najbardziej nieosiągalne miejsca na świecie. Podziwiam takich ludzi i bardzo szanuję.

Ja, w górach mam poczucie wolności, ale bardziej chodzi o stawianie sobie celów, które chcę zrealizować. Gdy się uda, satysfakcja jest ogromna. Czuję spokój ducha. Siadasz na szczycie gór, w miejscu mało bezpiecznym. Jednak jedyne co słyszysz to podmuch wiatru, a wtedy, w tamtej chwili nic innego nie ma znaczenia.

Tak jest również na boisku? Jest jakiś element wspólny?

Ja koszykówką raczej się cieszę i bawię. Nie zrobiłem kariery, po prostu kocham to robić. Dla mnie, jest to oderwanie od rzeczywistości i także, poczucie wolności choć przez chwilę. Mimo wszystko, nadal stawiam sobie cele związane z basketem - to mnie nakręca i trzyma przy życiu - życiu innym, niż ma większość ludzi. Przez sport ukształtował się mój charakter i to, jak bardzo jest ważna wiara w samego siebie.

Jakie ma pan w koszykówce?

Cele są różne każdego roku, ale nigdy nie idę na skróty. Chciałbym w końcu zagrać pełny sezon w I lidze, zobaczyć jak sobie radzę wyżej. Czuję, że II liga nie jest szczytem moich możliwości.

Po 1,5 miesięcznej przerwie i walce o zdrowie, wróciłem do trenowania. Z moim przyjacielem Mateuszem Bartoszem wspólnie ćwiczymy dwa razy dziennie. Jestem mu wdzięczny, że mi pomaga, jako ten bardziej doświadczony. Mój przyjaciel z dzieciństwa, Piotr Słabuszewski opiekuje się mną od strony motorycznej, pomaga mi dobrać odpowiednie żywienie, układa treningi i także jestem mu wdzięczny.

Co znajduje się na pana szczycie?

Chciałbym kiedykolwiek znaleźć się na najwyższym szczeblu rozgrywek, ale grać i być potrzebnym, a nie tylko być w protokole. Chciałbym oczywiście pojechać na Olimpiadę do Tokio z Kadrą Polski 3x3. Mamy dużo planów związanych z naszą społecznością StudioBudza i mam nadzieję, że zrealizujemy te pomysły. Poza tym, rozwijam się także w biznesie, bo prowadzę firmę transportową i mogę powiedzieć, że mam potężne plany z tym związane - kto mnie zna wie jak będzie (śmiech). Cichym marzeniem jest też zwiedzić dzikie kraje na Motocrossie i kiedyś na pewno to zrobię. Mój dobry znajomy z Wietnamu mieszkający w Szczecinie, obiecał mi, że na skuterach zwiedzimy jego państwo. Oczywiście, bardzo mi się ten pomysł spodobał. Trzymam go za słowo.
Zobacz także: 

NBA. Grał z Jordanem, Pippenem i Rodmanem, teraz zagra z nami. Jason Caffey odwiedzi Polskę

I liga. Karuzela transferowa na zwolnionych obrotach. Przyglądamy się ławce trenerskiej

Źródło artykułu: