GKS Tychy zaskakująco dobrze rozpoczął sezon 2020/21. Zespół trenera Tomasza Jagiełki z bilansem 5-0 jest obecnie jedyną niepokonaną ekipą w Suzuki 1LM. Wyróżniającą się postacią nie tylko tej drużyny, ale i całej ligi jest Filip Stryjewski, który decyzją PZKosz został wybrany MVP października. W nagrodę 21-letni obrońca otrzyma wysokiej klasy zegarek marki Aerowatch.
Wychowanek MTS Kwidzyn do Górnośląskiego klubu przyszedł z drugoligowej Decki Pelplin. Dziś jest najlepiej asystującym graczem na zapleczu ekstraklasy. Średnio notuje 12 punktów, 5 zbiórek i 9 asyst na mecz, z czego dwa spotkania zakończył z 14 i 15 asystami na koncie.
- Czy się tego spodziewałem? Nie myślałem o tym. Gdyby ktoś mnie zapytał, być może wziąłbym to pod uwagę. W końcu, drużyna wypadła naprawdę nieźle, jesteśmy jedynym zespołem bez porażki. Z drugiej strony, na pewno pomyślałbym o innych graczach, którzy są z topu tabeli - odpowiada Filip Stryjewski. - Cieszy to, że zostałem wyróżniony. Na to składa się wiele czynników. Jak ktoś spojrzy w statystyki i na kolegów z zespołu jak Kacper Mąkowski, Marcin Woroniecki, Piotr Karpacz, Patryk Kędel, Paweł Śpica, Radosław Trubacz czy Przemysław Wrona, każdy w innym meczu pokazuje swoją klasę. Co więcej, mamy świetną atmosferę i to widać na parkiecie. Dzięki temu rodzą się sytuacje jak ta, że jestem obecnie najlepiej asystującym graczem Suzuki 1LM i zostałem doceniony.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: w takiej roli Władimira Kliczko jeszcze nie widzieliśmy
O przedsezonowych typowaniach...
- Nie biorę do siebie i nie zwracam uwagi na przedsezonowe typowania. Niemal wszyscy umieszczali nas na miejscach 13-16. W aktualnej tabeli jesteśmy w czołówce, ale mamy nierówną liczbę rozegranych meczów w stosunku do niektórych sąsiadujących rywali. Cieszę się z tej pozycji, natomiast samym wynikiem nie jestem zaskoczony. Od początku okresu przygotowawczego zarówno trener jak i my, wiedzieliśmy dokładnie na co nas stać.
O sile tyskiego zespołu...
- Urok młodej drużyny. Sam przez większość swojej przygody z koszykówką należałem do zespołów, które opierały się w większości na młodych graczach. Rywalom, którzy bili się o pierwsze miejsca w tabeli, z nami grało się najciężej i potrafiliśmy zaskoczyć. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że to rzeczywiście się sprawdza. Zresztą to samo można powiedzieć o drugim najmłodszym zespole w lidze, TBS Śląsku II Wrocław - coś w tym jest. Mamy fajną grupę ludzi, nie tylko w szatni. Naprawdę, dobrze się tutaj czuję.
O przyjściu do pierwszej ligi...
- Trener Tomasz Jagiełka latem wyraził zainteresowanie moją osobą, rozmawialiśmy wielokrotnie i byłem bardzo przychylny podjęciu tej decyzji. Miałem nieśmiałe zapytania z innych klubów, a także ofertę z Decki, ale wówczas nie było jeszcze pewne, czy Pelplin będzie mieć pierwszą ligę. Trenerowi GKS-u musiałem dać jak najszybciej odpowiedź. Stwierdziłem, że na sezon 2020/21 przeniosę się do Tychów. Ta oferta na tamten moment była dla mnie najlepsza - widziano mnie jako pierwszego gracza, więc nic lepszego nie mogło mnie spotkać. Priorytetem była dla mnie I liga, poza tym nie chciałem trafić do drużyny, w której będę dziesiątym zawodnikiem. Znałem swoje umiejętności.
Sama pierwsza liga jest o wiele bardziej profesjonalna pod względem organizacyjnym. Rozgrywki są bardzo wyrównane i trudne do przewidzenia, co pokazał już początek rozgrywek. Zaskoczyła mnie poziomem i da się odczuć przeskok z drugiej do pierwszej ligi, chociaż miałem okazję rywalizować z koszykarzami Energa Basket Ligi, więc poniekąd byłem przygotowany. Tak długo jak będą trwać te rozgrywki, na pewno będziemy świadkami wielu niespodzianek.
O dotychczasowych szkoleniowcach...
- Każdemu trenerowi zależy na wynikach zespołu, ale trenerowi Bartoszowi Sarzało zależy bardziej na rozwoju indywidualnym danego koszykarza, zarówno na płaszczyźnie sportowej jak i osobistej. Wiele rzeczy mnie nauczył, szkolił, pokazał wiele błędów, nad którymi mogłem pracować. Z własnego doświadczenia powiem, że widać, kto był przedtem zawodnikiem. Bardzo zależało mu na tym, abym zrobił krok do przodu i z pewnością to mi dużo pomogło.
Najlepiej wspominam duet Milos Mitrović - Mateusz Żołnierewicz. To była szkoła bałkańska - było miejsce na żarty, ale jak wchodziliśmy na salę, każdy dawał z siebie 100 proc. Jak kończył się trening, z trenerem Mitroviciem można było porozmawiać jak z ojcem, przyjacielem, wychowawcą. Nabyłem tam najwięcej koszykarskich umiejętności, natomiast trener Zołnierewicz pomógł mi bardzo w sferze mentalnej.
O pewności siebie...
- Zawsze byłem pewny siebie. Starałem się robić to, co umiem najlepiej. Nigdy mi jej nie brakowało. W każdej drużynie znajdzie się ktoś lepszy. Zacząłem sezon słabo pod względem rzutów za 3 punkty i strat, co nie oznacza, że jak nie trafię kilku rzutów to tej pewności siebie zabraknie. Czasami warto otworzyć innych graczy, a nie walić głową w mur. Pewność siebie to podstawa. Widziałem wielu koszykarzy, którzy byli zdecydowani, mieli większą samoocenę, byli wiodącymi postaciami. Niekiedy ze zmianą klubu zmienia się rola w zespole i wtedy ta pewność siebie maleje, wygląda, jakby te umiejętności im po prostu zabrano.
O krótko i długoterminowych celach...
- Mam cele, ale twardo stąpam po ziemi. Trzymam się tych krótkoterminowych i na razie mi to wychodzi. Aktualnie, chciałbym aby sezon 2020/21 po prostu trwał jak najdłużej i bez większych komplikacji. Przed sezonem założyliśmy sobie, że z GKS-em chcemy powalczyć o pierwszą ósemkę. Przy tym, jak dojdziemy do play-offów i będziemy wygrywać, indywidualnie chciałbym być z siebie zadowolony, pomóc drużynie jak najwięcej... a może niedługo wrócić do Energa Basket Ligi. Wierzę w swoje umiejętności i wiem na co mnie stać. Są koszykarze, od których nie czuję się gorszy - więc czemu mnie miałoby tam nie być?
Zobacz także: QUIZ. Koszykówka na wózkach - co o niej wiesz?
Koszykówka. "Ojcowie Chrzestni" - dokument, który przeniesie cię do przeszłości